środa, 27 lutego 2013

Rozdział 12


  • [...] Bronisz jej?
  • Nie, próbuję cię uspokoić. - powiedział spokojnie
  • Tak! Posuwając Sophie?
  • Teraz to przegiąłeś! - syknął podchodząc do wściekłego Hiszpana
  • Przestańcie! - krzyknęłam – Sergio zostaw go! Mesut! - weszłam między piłkarzy, Mesut miał rozwaloną brew, a Ramosowi z nosa leciała krew. - normalny jesteś? - krzyknęłam do Hiszpana
  • JA!?
  • Do reszty cię pojebało!?
  • MNIE?!
  • A kogo?!
  • Wolę być pojebanym dupkiem, a nie tak jak ty!
  • No powiedz! - krzyknęłam – wykrztuś to z siebie!
  • Jesteś zwykłą dziwką!
  • Nie wierze. - mruknęłam
  • W co? W to, że jesteś dziwką?! W to, że wiążesz się z gościem, który chciał cię zgwałcić?!Ale teraz mając męża!
  • ZAMKNIJ SIĘ!
  • Bo co? Bo stwierdzam fakty?! Puszczasz się! Zdradzasz męża!
  • Nie mam męża – powiedziałam i wprowadziłam Niemca do domu....

Sergio
  • Jak to nie ma męża? - zapytał sam siebie
  • Sophie uciekła – usłyszał głos przyjaciela za sobą.
  • Jak to uciekła?
  • Normalnie, ślubu nie było.
  • Jaki ja jestem głupi!
  • Nie zaprzeczę.
  • Sophie! - krzyknął waląc do drzwi – Otwieraj!
  • Uspokój się! - krzyknęłam przez uchylone okno
  • Otwórz!
  • Daj mi spokój!
  • SOPHIE PRZEPRASZAM!
  • Sergio, proszę jedź do domu.
  • WYBACZ MI! - klęknął pod drzwiami
  • Wstawaj!
  • BŁAGAM! SOPHIE! MALEŃKA OTWÓRZ!
  • Wstawaj!
  • BŁAGAM WYBACZ MI!
  • Nie, nie teraz!
  • Proszę!
  • Jedź do siebie! - zamknęłam okno
  • Kocham cię – wyszeptał ledwo słyszalnie
    Sophie
  • Pokaż, trzeba to opatrzyć.
  • Nic mi nie będzie. - zlekceważyłam te słowa i przyłożyłam nasączony wacik do rany.
  • Trochę poszczypie, ale ta maść ci pomoże. Nic ci nie zrobił?
  • Nie, jest w porządku. Nie przejmuj się Sergio, jest porywczy. W końcu to Hiszpan.
  • Ale przegiął – mruknęłam
  • ma temperament.
  • To go nie usprawiedliwia, by twierdzić że jestem dziwką i sypiam z połową Realu.
  • Wybaczysz mu?
  • A ty wybaczyłbyś komuś kogo kochasz? - zapytałam z łzami
  • Byłoby mi ciężko, ale tak. Wybaczyłbym. A ty co zrobisz?
  • Nie wiem Mesut. To trudne. W prawdzie to tylko słowa, ale one bolą najbardziej.
  • Daj mu szansę.
  • Chcę, ale nie potrafię.
  • Dlaczego?
  • Bo się boje! - krzyknęłam
  • Sergio? - zdziwił się
  • Nie, boję się, że znów ktoś mnie skrzywdzi.
  • Wilk nie zrobi ci krzywdy. Prędzej zrobi ją temu, kto będzie próbował zrobić ją tobie. - posłał mi nieśmiały uśmiech.
  • To już wiem, ale nie chodzi o krzywdę fizyczną, chociaż tego też się boję.
  • Ktoś cię skrzywdził? - zapytał cicho
  • Jurij. on...on chciał mnie zgwałcić.
  • To o to chodziło Wilkowi.
  • Tak, miało to miejsce kilka lat temu.
  • Przepraszam, nie wiedziałem.
  • Nie przepraszaj. Prócz ciebie i Sergio, wiedzą tylko Iker i Rockersi. Nawet mój tata o tym nie wie.
  • A ja nie wiem co powiedzieć. Czy lepiej to przemilczeć.
  • Nic nie mów. Nie warto wspominać takich rzeczy.
  • Masz rację. Najlepiej wspominać tylko te pozytywne chwile. Będę się zbierać. Trzymaj się Sophie. - wstał z kanapy i ubrał kurtkę
  • a ty nie puszczaj. - drugi raz tego wieczora przytuliłam Niemca, tym razem na pożegnanie. Poszłam na górę, zdjęłam sukienkę, wzięłam długą kąpiel. W końcu po takim dniu zasłużyłam na nią w 100%.
    Sergio
     
  • Mesut....Mesut – szepnął
  • Ramos? Co jest? Jeżeli chcesz mi jeszcze raz przyłożyć, to gwarantuje ci tak samo mocno.
  • Nieee, sorry za tamto.
  • Powiedzmy, że zapomniałem. To w takim razie o co chodzi?
  • Co z Sophie?
  • Jak to co?
  • No był zła?
  • Tak jakby. Bardziej była zawiedziona.
  • Mówiła coś jeszcze? - dopytywał
  • nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale chyba boi się, że zrobisz jej krzywdę.
  • Chyba lepiej będzie jak zniknę z jej życia. Dzięki stary. Do jutra. - mruknął wsiadł do auta i odjechał.
    Sophie
    Rano obudziłam się z bólem głowy. To z pewnością dlatego, że zanim zasnęłam przepłakałam większość nocy. Zwlekłam się z łóżka, wzięłam zimny prysznic, ubrałam się w dres i zeszłam na dół. W apteczce znalazłam jakieś tabletki przeciwbólowe, zażyłam dwie. Następnie zrobiłam kawę, nakarmiłam psa. Zarzuciłam dużą bluzę, na głowę zaciągnęłam kaptur i wyszłam z Dosem. Spacerowaliśmy przeszło dwie godziny. Gdy wróciłam przed drzwiami czekał na mnie ogromny bukiet słoneczników z liścikiem.
    Kochana Sophie.

      Wiem, że źle postąpiłem, niestety nie potrafię cofnąć czasu. Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję. Zdaje sobie sprawę z tego, że zachowałem się jak ostatni kretyn.
    Nie mam usprawiedliwienia na moją wczorajsza postawę, ale wiedz, że nie mówiłem tego szczerze. Moje słowa były kierowane zazdrością ....

    Moje dotychczasowe beztroskie życie uległo nagłej zmianie...
    Od pewnego czasu, chodzę zapatrzony, zamyślony, nieobecny...
    Pewnie pomyślisz sobie, że zwariowałem, że kłamię. Nie. Nie kłamię jestem całkowicie poważny.  To dlatego, że...Nie potrafię odgonić od siebie myśli, o tym jak bardzo cię zraniłem, zawiodłem. Zraniłem osobę, na której mi zależało. Chcę byś wiedziała, że jesteś jedyna i niepowtarzalna. Jesteś wspaniałą kobietą, na którą nie zasługuję. Mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy mi wybaczysz, bo ubolewam nad tym co powiedziałem.
  • Doskonale wiem, że zwykłe 'przepraszam' nie wystarczy. Zdaję sobie sprawę, że boli cię to zwłaszcza, że mi zaufałaś i powierzyłaś tajemnice, dlatego będzie lepiej jak zniknę z twego życia. Rozumiem, że to koniec.

      Dziękuję ci, za te wszystkie spędzone chwile, te dobre i te troszeczkę gorsze.
    Dziękuję ci Sophie, dziękuje za to, że byłaś. Nie chcę wspominać twych łez, chcę wspominać twój uśmiech...

    Sergio Ramos Garcia”
  • Czytałam to po raz setny i po raz setny płakałam. Moje chlipanie było słychać w całym domu, jak nie dzielnicy. Do wieczora siedziałam na kanapie wśród chusteczek nie zmieniając pozycji. Poszłam do kuchni, wzięłam butelkę wina, otworzyłam i wypiłam oglądając jakieś romansidło. Nim skończył się film na stole stały trzy butelki i druga cała masa chusteczek. Nie miałam siły by wstać, pójść do sypialni, więc zasnęłam na kanapie. Rano obudził mnie potworny ból głowy. Jakimś cudem doczłapałam się do kuchni, znalazłam tabletki. Nie mając na nic chęci i siły, położyłam się spać. Próbowałam zasnąć, lecz nic z tego nie wychodziło. Wstałam, wzięłam prysznic. Chłodny strumień wody mnie pobudził. Ubrałam się w luźne ciuchy. Zeszłam na dół, Dosa wypuściłam do ogrodu. Była 6 rano. Miasto dopiero budzi się do życia, a ja zaczynam sprzątać salon. Po kilku godzinach odsuwania mebli, mycia okien, zmieniania zasłon, czyszczenia każdego zakamarka po pięć razy; odpoczęłam. Nie trwało to długo, gdyż znów zbierało mi się na płacz. Jedyną odskocznią jest sprzątanie. Sprzątałam do późnego wieczora. Zmęczona oglądałam jakiś program, jedząc lody czekoladowe i pijąc wino. Przełączyłam na kolejny kanał. Mecz. Pokazują zawodników w tunelu, poznałam kilka znajomych twarzy. Kamery przeniosły się na ławki rezerwowych. Siedział tam trener i reszta sztabu, następnie trybuny. Szalejący kibice...pokazali jego twarz. Nie uśmiechał się. Był poważny, lekko zmarszczone brwi świadczyły o tym, że nad czymś się zastanawiał. Patrzyłam na niego jak zaczarowana. Znikł mi z oczu. Pokazali wychodzących piłkarzy. Wszyscy byli skupieni. Nie mogłam oglądać, przełączyłam na jakiś film. Oglądałam, ale zupełnie nie wiedziałam o co chodzi, po mojej głowie krążył piłkarz i nie mogłam go z niej wyrzucić, ale w końcu sam napisał, że to koniec. Trudno, mam nadzieję że kiedyś mi przejdzie, przecież nie bez powodu się mówi „czas leczy rany”. Ponownie przełączyłam na kanał sportowy, mając nadzieję, że znów go zobaczę. Niestety napotkałam się na reklamy. Zastanawiałam się co zrobić. Zamówiłam taksówkę, szybko się przebrałam i pojechałam pod stadion. Czekałam i czekałam. Kibice zaczęli opuszczać stadion. Krzyki i piski oznaczały pojawienie się piłkarzy. Widziałam Mesuta, Ikera, Cristiano, Karima, a Sergio nie. Tłum się rozchodził, wtedy pojawił się Sergio. Wzięłam głęboki wdech, policzyłam do 10 i ruszyłam w stronę piłkarza. Zauważył mnie gdyż również szedł w moją stronę. Dzieliło nas kilka metrów.
  • Sergio! - usłyszałam krzyk – Sergio! - odwróciliśmy się, w jego stronę podążała średniego wzrostu brunetka.
  • Sophie, to nie tak jak myślisz.
  • A jak?
  • Ona ni.... - nie odpowiedział, bo ów brunetka zatopiła się w jego ustach, po policzkach popłynęły mi łzy. Odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie.
  • SOPHIE! SOPHIE! - krzyczał za mną, próbując dogonić. Biegłam jak najszybciej się da, włożyłam w to wszystkie siły. Odwróciłam się, nie było go za mną. Zatrzymałam się wpadając na kogoś.
  • Przepraszam – wyszeptałam
  • Hej, co jest? Wyglądasz jakbyś zwiała facetowi.
  • W gruncie rzeczy to tak jest.
  • Chodź – pociągnął mnie za rękę, usiadłyśmy w jakimś dziwnym barze. Nigdy tu nie byłam.
  • Zapal, ulży ci. - podała mi dziwnie wyglądającego papierosa
  • co to?
  • Skręt. THC. Chyba, że wolisz to – pokazała mi dwie torebki. W jednej były tabletki, w drugiej biały proszek.
  • Nie dzięki.
  • No weź, przejdzie ci.
  • Na prawdę. Podaruję sobie.
  • To może się napijemy?
  • Niech będzie. - pokazała barmanowi dwa palce, po chwili przed nami pojawiły się dwa kieliszki pełne przezroczystej cieczy.
  • Do dna – uśmiechnęła się
  • do dna. - odpowiedziałam, opróżniłam kieliszek za pierwszym razem.
  • Jestem Ana – podała mi dłoń
  • Sophie. Miło mi cię poznać.
  • Lepiej? - wskazała na kieliszek
  • no, tak nie do końca. - mruknęła. Zamówiła drugą kolejkę, trzecią, ósmą, piętnasta. Ledwo siedziałam na tym stołku. Ma mroczyłam coś o Sergio. Ana wyglądała jakby praktycznie nic nie piła.
  • To co zajarasz?
  • Nieee – mruknęłam
  • Dlaczego?
  • Tatko będzie zły.
  • Skoro tak, machnę się za nas dwie. - mruknęła i zapaliła skręta. Następnie opróżniłyszli kieliszki.
  • Myślałaś, że mi uciekniesz?




Para pam pam pam

I kto się w tym barze pojawi? Tak serio, to sama tego nie wiem...
mam już pewną wizję, na resztę opowiadania, bo tak naprawdę zbliżamy się do końca. Nie wiem czy 5 czy trochę więcej rozdziałów. ZZobaczymy jak to się potoczy.
widzimy się za tydzień:))




środa, 20 lutego 2013

Rozdział 11


 

sobota, 20 październik 2012



Sophie



Obudził mnie chłodny powiew wiatru. Zegar wskazywał 8, byłam sama, nie było obok piłkarza i jego rozgrzewającego ciała. Nie było mężczyzny, z którym spędziłam namiętne chwile. Wspomnienie minionej nocy spowodowało łaskoczące dreszcze na ciele. Pościel wciąż pachniała kwiatem pomarańczy zmieszanym z zapachem jego perfum. Zamknęłam okno, pozbierałam ubrania, a następnie wzięłam prysznic. Siedziałam na łóżku przeglądając kanały w telewizorze. Ktoś zapukał do drzwi.

  • masz ochotę na śniadanie?
  • Tak, poproszę. - posłałam uśmiech starszej kobiecie. O 10 przyszła kosmetyczka, po niej fryzjerka, a na koniec wizażystka. Ślub o 17, zostały trzy godziny, trzy najdłuższe godziny w moim życiu. Stoję ubrana w asymetryczną suknię, modląc się by 17 nie wybiła, by zdarzył się cud i nie wyszła za Juriego.
  • Sophie Popow, pięknie brzmi. - usłyszałam za plecami – Sergio poznaj, moja żona Sophie. Idealnie.
  • Co tu robisz?
  • Przyszedłem zobaczyć swoją przyszłą małżonkę.
  • Podobno przynosi to pecha.
  • Nam to nie grozi.
  • Z pewnością – mruknęłam
  • wygodnie ci się spało?
  • Nawet nie wiesz jak bardzo. - uśmiechnęłam się wspominając umięśnione ciało Hiszpana.
  • To dobrze, bo dzisiejszej nocy się nie wyśpisz. - zaśmiałam się – będziesz tylko moja.
  • Super. - mruknęłam – a teraz wybacz, ale chcę zostać sama.
  • Jak sobie życzysz kochanie. - wyszedł. Wyciągnęłam telefon i próbowałam dodzwonić się do obrońcy. Nie odbierał. Zadzwoniłam do Ikera.
  • Cześć Sophie, co tam?
  • Nie mogę dodzwonić się do Sergio.
  • Dziwne, bo ja też. Coś słyszałem, że ma dziś spotkać się z Florentino, w sprawie zmniejszenia kary.
  • Rozumiem. Przyjedź na ślub.
  • Sophie, ja...
  • Iker, proszę.
  • Będę. Spokojnie, nie zostawię cię samej.
  • Nigdy? - zapytałam
  • Nigdy.
  • Dlaczego?
  • Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciołom się pomaga.
  • Dziękuję.
  • Nie dziękuj, za przyjaźń się nie dziękuje. Przyjaźń się odwzajemnia.
  • Mimo to dziękuję. Pamiętaj, ślub o 17.
  • pamiętam. Do zobaczenia.

    Iker Casillas

  • Halo? - usłyszał zdyszany głos.
  • Przeszkadzam wam?
  • Nie. Niestety nie.
  • To co ty taki zziajany?
  • Ryse ma wolne i wymyśliła sobie generalne sprzątanie mieszkania. Wiesz, mycie okien i takie tam.
  • Nie wiedziałem, że z ciebie taka perfekcyjna pani domu.
  • Bardzo śmieszne.
  • Nie mogliście kogoś wynająć do sprzątania?
  • Ryse powiedziała, tu cytuję „ Twoja mama miała dziewięcioro dzieci, męża i pracowała. Sprzątaczki nie miała. Musiała wszystko zrobić sama, więc nie marudź. My dzieci nie mamy, więc zajmować się nimi nie trzeba. A tobie trochę ruchu się przyda.”
  • to wszystko?
  • Tak, to był koniec cytatu. Ale bez powodu nie dzwonisz?
  • No nie, muszę pomóc Sophie. Coś trzeba wykombinować.
  • Chyba mam pomysł.
  • No to mów! - ponaglił Francuza
  • ostatnio oglądałem z Candy film.
  • Nie no, Benzema! Filmu gościom nie puszczę!
  • Daj mi skończyć.
  • No to kończ.
  • Chodzi o tytuł!
  • No mów!
  • Uciekająca Panna Młoda”. Laska zwiała z przed ołtarza chyba siedem razy. Trzeba załatwić konia i spieprzy konno.
  • Ty! to nie jest głupie!
  • Sie wie.
  • Ale gdzie schowasz konia? - zapytał bramkarz
  • to może kucyk?
  • Jednorożec od razu!
  • Słuchaj muszę kończyć. Candice się zbliża.
  • Dobra, dzięki.
  • Cześć. - pożegnał się
  • Trzymaj się. Muszę coś zrobić....

    Godzina 17, kościół

  • Córeczko! Nareszcie! Tak się cieszę!
  • Z czego? - zdziwiłam się, widząc moją matkę biegnącą ubraną w waniliową garsonkę z dziwnym nakryciem głowy. W ręku trzymała wiązankę lilii, których niecierpię.
  • Jurij to idealny kandydat na męża!
  • Rzeczywiście, cudowny. - mruknęłam
  • no widzisz! Wiedziałam, że będziecie razem! - pisnęła
  • moja przyszła żona gotowa? - zapytał Rosjanin
  • nie! - krzyknęłam
  • coś ty powiedziała? Jak to nie? - syknął wściekle
  • nie mam drużby.
  • Jak to nie? A ja? - usłyszałam za plecami
  • Iker! - rzuciłam się bramkarzowi na szyję
  • gdyby były to inne okoliczności, byłbym zachwycony twoim wyglądem.
  • Super.
  • Pięknie wyglądasz. - uśmiechnął się
  • Dziękuję.
  • Nas też przytulisz? Czy musimy mieć zgodę „narzeczonego”?
  • Diego! Adan! Vito! - pisnęłam szczęśliwa
  • Wystarczy Rockersi.
  • Myślałam, że nie przyjdziecie.
  • Nie mogliśmy przegapić takiego widowiska!
  • Dla waszego dobra, nic bym nie kombinował. - syknął Rosjanin – ktoś może zginąć
  • idziemy zobaczyć kościół – Rockersi udali się w stronę kościoła, Jurij też się gdzieś ulotnił
  • Co z Sergio?
  • Siedzi u prezesa.
  • Mus to mus.
  • Nie martw się. Coś wykombinujemy.
  • Iker, boję się.
  • Spokojnie - mruknął i odszedł. Czas zacząć. Chwyciłam tatę pod ramię. Rozejrzałam się po gościach. Nikogo nie znałam, po policzku spłynęła mi łza.
  • Nie płacz córciu. Nie jestem zadowolona, ale skoro ty jesteś z nim szczęśliwa, to będę się cieszyć z tobą.
  • A-ale ja...nigdy nie będę z nim szczęśliwa.
  • To dlaczego bierzesz z nim ślub?
  • Bo muszę. Dla dobra ogółu.
  • Nie musisz. Nikogo nie można zmusić do miłości.
  • Kocham, ale nie jego.
  • Jeszcze będziesz szczęśliwa, z Sergio. - uśmiechnął się
  • Skąd wiesz?
  • Nawet ślepy by zauważył. - zaśmiał się
  • Dzień dobry. - przywitał się bramkarz z tatą – jak powiem 'teraz' to biegnij jak najszybciej się da
  • gdzie?
  • W stronę głównego wyjścia.
  • CO? - zdziwiłam się
  • po prostu biegnij. - mruknął tata
  • czemu głównego? Nie prościej bocznymi?
  • No właśnie nie. Są obstawione ochroną – Iker udał się w stronę ołtarza. Rozbrzmiał marsz. Wszyscy zwrócili głowy do tyłu. Ich wzrok spoczął na mnie i tacie. Odprowadził mnie w stronę księdza, Rosjanina i bramkarza, a sam zajął miejsce w pierwszym rzędzie.
  • Mimo, że mamy mały poślizg czasowy – zaśmiał się ksiądz
  • do rzeczy – syknął Rosjanin
  • Zgromadziliśmy się tu, by połączyć...
  • teraz – szepnął bramkarz – nagle włączył się alarm przeciwpożarowy, z góry zaczęła lać się woda, przeraźliwy dźwięk wypełniał kościół, a ja biegłam przed siebie. Za mną ruszył ochroniarz, ale przewrócił się gdy tata i Iker, zupełnym przypadkiem podłożyli mu nogę. Jurij również ruszył za mną, nim mnie dopadł dostał po twarzy bukietem kwiatów. Wybiegłam z kościoła, pędziłam jak najszybciej się dało. Zatrzymałam się kilkadziesiąt metrów dalej, stałam na środku ulicy. Odwróciłam się, z piskiem opon zatrzymało się czarne Ferrari.
  • OSZALAŁAŚ?! - wyszedł z samochodu mężczyzna
  • Mesut!
  • Sophie? Co ty tutaj? Życie ci niemiłe?
  • Nic nie mów, tylko pomóż mi wejść do auta.
  • Już. - szybko uporał się z materiałem – gdzie cię zawieść?
  • Jak najdalej stąd. - nic nie odpowiedział, odjechał z piskiem opon. Pędziliśmy ulicami Madrytu w milczeniu, było słychać tylko dźwięk silnika. Zatrzymał się na wzgórzu, usytuowanym na obrzeżach miasta. Widać stąd było całą panoramę. Wysiadłam z samochodu. Niemiec za mną. Nie odzywał się.
  • Mesut?
  • Tak, Sophie?
  • Dziękuję.
  • Przestań, to nic takiego. Mam nadzieję, że pomogłem.
  • Tak i to bardzo. Odwdzięczę ci się
  • nie musisz.
  • Ale chcę.
  • Sophie, proszę. - mruknął
  • coś wymyślę – rozmawialiśmy jakby to nie była nasza druga rozmowa, a tak jakbyśmy znali się kilkanaście lat. Słońce już dawno zaszło. Siedzieliśmy na masce samochodu dziobiąc słonecznik. - wiesz może, czy Sergio wrócił z tej rozmowy z prezesem?
  • Nie wiem, ale z pewnością już skończyli. Odwieźć cię?
  • Tak, poproszę. - Niemiec odwiózł mnie do domu, pomógł wysiąść z samochodu. W końcu wyciągnięcie tylu metrów materiału nie jest łatwe.
  • Jeszcze raz dziękuję. - przytuliłam Niemca
  • Czyli jednak? - usłyszałam w dali
  • Sergio?
  • No Sergio, Sergio. Myślałem, że jesteś inna.
  • O co ci chodzi? - zapytałam zdziwiona
  • dobrze wiesz o co.
  • Nie, nie wiem. Możesz mi wyjaśnić?
  • Puszczasz się! - krzyknął
  • Co?!
  • Nie próbuj mi wmówić, że nie spałaś z Mesutem!
  • Bo nie spałam!
  • Oczywiście! To co robiliście tyle czasu?!
  • Rozmawialiśmy! - krzyknęłam
  • Taa, kto jeszcze był tam?!
  • Casillas, Ronaldo, Benzema?! No tak! I najważniejsze! Jurij!
  • Nie wierze, że to mówisz!
  • Nie przejmuj się, w końcu pewnie nie pierwszy raz rozkładasz nogi przed zajętym facetem! Wiesz jak Sara, albo Ryse się będą czuły?
  • Ale.
  • Co? Tylko mi nie mów, że cię zmusili!
  • Nikt mnie nie zmuszał!
  • Czyli sama chciałaś! - warknął wściekle
  • Nie chciałam, BO Z NIMI NIE SPAŁAM!
  • Nie udawaj niewiniątka!
  • Sergio, daj jej spokój! Już wystarczająco dużo przeżyła!
  • Bronisz jej?
  • Nie, próbuję cię uspokoić. - powiedział spokojnie
  • Tak! Posuwając Sophie?
  • Teraz to przegiąłeś! - syknął podchodząc do wściekłego Hiszpana
  • Przestańcie! - krzyknęłam – Sergio zostaw go! Mesut! - weszłam między piłkarzy, Mesut miał rozwaloną brew, a Ramosowi z nosa leciała krew. - normalny jesteś? - krzyknęłam do Hiszpana
  • JA!?
  • Do reszty cię pojebało!?
  • MNIE?!
  • A kogo?!
  • Wolę być pojebanym dupkiem, a nie tak jak ty!
  • No powiedz! - krzyknęłam – wykrztuś to z siebie!
  • Jesteś zwykłą dziwką!
  • Nie wierze. - mruknęłam
  • W co? W to, że jesteś dziwką?! W to, że wiążesz się z gościem, który chciał cię zgwałcić?!Ale teraz mając męża!
  • ZAMKNIJ SIĘ!
  • Bo co? Bo stwierdzam fakty?! Puszczasz się! Zdradzasz męża!
  • Nie mam męża – powiedziałam i wprowadziłam Niemca do domu....





Mam nadzieje, że takiego obrotu akcji się nie spodziewałyście.
Przepraszam, że nie czytałam i nie  komentowałam Waszych blogów, ale nie miałam głowy do tego, mój bardzo bliski przyjaciel miał poważny wypadek, więc nie było mnie nawet w domu.  Do piątku zostaję w Londynie. Dwaynowi opowiedziałam o Was i waszych cudownych komentarzach, macie od niego pozdrowienia i przypomina byście nosiły kamizelkę kuloodporną:)
 
Widzimy się za tydzień, 27.02
w weekend nadrobię zaległości!! AJ PROMIS!
Kolejny rozdział będzie takim mini wprowadzeniem do tego co będzie w następnym:)))