środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 3


Obudziłam się wtulona w ciało obrońcy. Mimo, że zasnęliśmy na kanapie było mi wygodnie jak nigdy. Nie chcąc go obudzić, wstałam jak najciszej się da, przykryłam go kocem, a sama udałam się na górę by się przebrać. Wróciłam, Hiszpan wciąż spał, zmienił tylko ułożenie. Nie wiedziałam na co będzie miał ochotę, przypomniało mi się jak Iker mówił, że z Sergio można rozmawiać gdy śpi, pomyślałam że może się udać.
  • Sergio? - zaczęłam cicho
  • hmm...
  • Co chcesz zjeść na śniadanie? Naleśniki czy omlet?
  • Naleśniki – mruknął, po czym odwrócił się do mnie tyłem. Zabrałam się za smażenie placków. Przygotowałam truskawki, borówkę i maliny. Wyjęłam waniliowy serek homogenizowany, dżem i czekoladę. Do tego sok pomarańczowy i gotowe! Przeglądałam wiadomości w internecie. Ten zdradza, ta jest załamana, bo ten zdradza, ten pobił fotografa, tamci pijani wracają do domu, tamten ma znów inną kochankę, kochana jet nieletnia. Dobrze, że mnie się nie czepiają, mimo że jestem jakąś tam osobą publiczną, to czasami pojawiają się informacje na serwisach sportowych, ale dotyczą tylko osiągnięć sportowych, a nie łóżkowych. Dla mnie to lepiej nie żyję w świetle reflektorów, w spokoju mogę wyjść w dresie, wyrzucić śmieci, czy wracać o piątej nad ranem z trójką przyjaciół do domu. Uśmiechnęłam się na wspomnienie imprezy urodzinowej bliźniaków.
  • Dzień dobry – usłyszałam za sobą
  • Wyspałeś się? - odwróciłam się się do niego przodem, z nieładem na głowie wyglądał uroczo. Potarł oczy jak dziecko. Rozczulający widok, uśmiech sam ciśnie się na usta.
  • No z takim obciążeniem – rozmowę przerwał nam dzwonek
  • Częstuj się ja otworzę.
  • Nie ja to zrobię – zerwał się gwałtownie
  • Sergio, potrafię otworzyć drzwi.
  • Zrobiłaś śniadanie, ja otworzę – znów dzwonek – jeszcze chwila i gość sobie pójdzie – nie kłóciłam się, poszedł otworzyć
  • Co ty tu robisz? - zdziwił się – Aaaa.... nie odpowiadaj, rozumiem, młodzi jesteście, wyszaleć się musicie.
  • Nie, nie. Mieliśmy mały problem.
  • Możesz jaśniej? - zapytał drapiąc się po głowie.
  • Nie powiesz jej? - zapytał szeptem
  • Możesz na mnie liczyć.
    Byłam ciekawa czemu długo nie wraca. Pomyślałam, że Jurij coś mu zrobił, udałam się w stronę drzwi, rozmawiał z Ikerem. Odetchnęłam. Spojrzał w moją stronę, uśmiechnął się. Zaprosiłam go do środka, trochę się opierał, ale jak usłyszał, że są naleśniki przyjął zaproszenie z uśmiechem. Ranek spędziłam w iście przystojnym towarzystwie.
  • Zaprosiłeś Sophie, czy jak zwykle zapomniałeś? - zwrócił się do kolegi
  • No wiedziałem, że o czyś zapomniałem.
  • Nie chcę wam przeszkadzać, ale ja tu jestem.
  • Chcemy – zaczął bramkarz
  • cię zaprosić na mecz. - dokończyła moja poduszka
  • dokładniej Liga Mistrzów, będzie nam bardzo miło jeśli przyjdziesz.
  • Weź ze sobą Diego, Adana i Vi.
  • Ojej, dziękuję. Na pewno przyjdziemy. Tylko jak wam się odwdzięczę?
  • Nie musisz, pomogłaś mi przy kolacji, do tego śniadanie. - podsumował Casillas
  • Ze mną tak łatwo ci nie pójdzie – spojrzałam pytająco na obrońce – ja poproszę te czekoladowe babeczki, co obiecałaś mi kiedyś zrobić.
  • Dupa ci urośnie i nie będziesz w stanie biegać.
  • Spalę na treningu.
  • No właśnie trening! Za dwie godziny mamy trening. Musimy się zbierać. - pożegnałam się z piłkarzami. Do meczu zostały trzy dni. Moi Rockersi skakali ze szczęścia, Sergio i Iker czas spędzali na treningu, dzień przed meczem mieli zgrupowanie. W dniu meczu pojechałam z chłopakami kupić koszulki klubu. Bo jak stwierdzili muszę taką posiadać. Problem był z wybraniem numerka, Rockersi milczeli, nie chcąc powiedzieć jaki wybrać. Sama nie wiedziałam jaki należał do zawodnika. Skoro urodziłam się 4 sierpnia, wybór padł na 4. Chłopcy uśmiechali się do siebie, nie wiedziałam o co im chodzi. Sprzedawca podał mi koszulkę
  • Sergio Ramos, świetny wybór
  • Wiem – odparła rozmarzona – ale skąd pan wie, że ja i... no tak Ramos gra z 4. Przecież to takie oczywiste
  • Genialny zawodnik, istny wilk na boisku.
  • Jaki wilk? - zdziwiłam się – że Ramos? Tak, tak. Auuu.... - dziwnie się na mnie spojrzał – taki żart. - dodałam. Na co mężczyzna zaśmiał się perliście. Kilka godzin później próbowaliśmy zaparkować samochód, okazało się, że nie będzie z tym problemu, bo kapitan Królewskich załatwił nam miejsce na parkingu dla zawodników. Pierwsza połowa była pełna emocji, chociaż się nie znam bardzo mnie to zaciekawiło, tylko czemu oni wszyscy biegają za jedną piłką? Daliby im tak z pięć, to by nie było problemu i bramkarze by się nie nudzili, reszta by się nie przewracała by do piłki się dostać. Nie no, genialne, chyba powiem o tym chłopakom. Na pewno na to nie wpadli, opowiedziałam Rockersom o nowej koncepcji gry, na początku milczeli, popatrzyli na siebie i ryknęli śmiechem, reszta się dziwnie na nas patrzyła, po ich zachowaniu wnioskuje, że te pięć piłek dobrym pomysłem nie są. Po pierwszej połowie jest 15 minut przerwy. Chłopcy poszli po zapasy, a ja po wypiciu dużej coli poszłam do toalety, zdziwiło mnie to, że po otwarciu drzwi było tam pusto. Z drugiej strony lepiej, nie trzeba czekać w kolejce. Nadal byłam sama, myłam ręce, gdy usłyszałam szyderczy śmiech za plecami. Spojrzałam w lustro, za mną znajdował się mężczyzna w kapturze na głowie, który zakrywał mu oczy. Mimo to, poznałam go.
  • Co kicia? Mówiłem, żeby się do ciebie nie zbliżał. - mruknął, próbowałam zachować spokój. Woda przestał szumieć, wycierałam ręce w papierowy ręcznik.
  • Nie wiem o czym mówisz. - odparłam wciąż odwrócona do niego tyłem
  • doskonale wiesz...kicia – złapał mnie za biodra
  • nie dotykaj mnie. - syknęłam przez zęby, dyskretnie wyciągnęłam z torebki gaz pieprzny, obrócił mnie przodem do siebie, stał w rozkroku.
  • Wiesz, że wcześniej czy później wezmę to co do mnie należy.
  • Twoje niedoczekanie. - posłałam mu cios z kolana, tam gdzie mężczyzn boli najbardziej, zwolnił ucisk, gaz wycelowałam mu w twarz, zabrałam torebkę i wybiegłam. Piłkarze wychodzili na murawę, mój wzrok skierował się na Ramosa, spojrzał na mnie, nasze spojrzenia się spotkały, odwróciłam się tyłem, prezentując 4 na plecach, uśmiechnął się puszczając mi oczko. Jeden jego uśmiech sprawił, że zapomniałam o incydencie w toalecie. Mecz zakończył się zwycięstwem Los Blancos. Pogratulowałam Ikerowi i Sergio za pomocą sms. Odwiozłam chłopaków do domu i wróciłam do siebie. Pierwsze co zrobiłam to włączyłam alarm. Było po północy, wzięłam prysznic, położyłam się i zadzwonił telefon.
  • Obudziłem cię?
  • Nie. Dopiero się kładłam
  • Chciałem...
  • zrobię ci te babeczki. - przerwałam
  • nie o tym chciałem, ale skoro nalegasz, to jutro po nie wpadnę. - zaśmiał się
  • to o czym chciałeś rozmawiać?
  • Podobał ci się mecz?
  • Tak, pierwszy raz byłam na meczu
  • ale byłaś dobrze przygotowana.
  • Nie wiedziałam, że grasz z 4, chłopcy zaciągnęli mnie do sklepu i kazali wybrać numer, wybrałam dzień urodzenia.
  • 4 sierpnia.
  • Tak. - mruknęłam
  • Sophie, coś się stało prawda?
  • Nie, czemu tak sądzisz? - zapytałam lekko poddenerwowana
  • masz inny głos
  • śpiąca jestem
  • jak będziesz chcia...
  • spotkałam go – wypaliłam, nie odezwał się – myłam ręce i się pojawił, zdziwiło mnie, że było pusto, w końcu widziałam kilkanaście kobiet na meczu, ale się nie martw, dałam sobie radę. Miałam gaz pieprzny. Sergio?
  • Niedługo będę
  • nie ma potrzeby. Mam założony alarm, a jakby co Iker jest niedaleko. Śpij spokojnie.
  • Jesteś pewna?
  • Tak. Dobranoc.
  • Dobranoc mała.
  • Nie jestem mała! - oburzyłam się – mam 1,71!
  • dobrze duża.
  • Teraz się czuję jakbym...
  • Śpij spokojnie Aniołku. - przerwał
  • Teraz lepiej. Dobranoc piłkarzyku.
    Następnego dnia rano
    Po raz kolejny odpuściłam sobie biegi, zamiast tego zajęłam się robieniem babeczek dla obrońcy. Waniliowe z kawałkami ciemnej czekolady i kakaowe z kawałkami białej. Po południu przyszedł Sergio. Rozmawialiśmy na każdy temat, stał mi się bliższy, jako przyjaciel, nie ma między nami granicy jaką mam gdy poznaję jakiegoś faceta. Może mu zaufam, tylko co mi po tym? Zaufam, zakocham się i mnie zostawi, po drodze zdradzając i raniąc. Tylko, że ja już się zakochałam, chyba...nie, nie zakochałam się a może jednak tak? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Koniec! Tematu nie było. Spojrzałam na Hiszpana.
  • Masz czekoladę na policzku – zaśmiałam się
  • gdzie? - zapytał próbując się wytrzeć
  • no tu – ściągnęłam z twarzy stopera kawałek czekoladki - już
  • chciałem cię zaprosić na mecz, ale nie mój.
  • To na jaki?
  • Koszykówka. - oświadczył
  • Żartujesz?! Super! Pewnie, że się zgadzam.
  • Szczerze to się nie spodziewałem takiej reakcji.
  • Serio?
  • Serio. Mecz jest jutro. Przyjadę po ciebie.
  • Lubię koszykówkę, nawet bardzo. Razem z tatą kibicujemy Celtic
  • Żartujesz? Uwielbiam ich zdobyli łącznie 17 tytułów mistrza.
  • Nie. Ostatni zdobyli w 2008. Lubię jeszcze Miami Heat
  • Nie wierzę. Też im kibicuje.
  • To dobrze, bo za 10 minut zaczyna się...
  • mecz?
  • Nie CSI. Kiedyś chciałam pracować w policji kryminalnej w Nowym Jorku i wsiąść do żółtej taxi i krzyknąć do kierowcy ' za tym samochodem' albo ' policja, konfiskuje pańskie auto'
  • jesteś niemożliwa – zaśmiał się
  • chcesz jeszcze babeczkę?
  • Chcę, a masz napój bogów?
  • Mam, z lodówki?
  • No jasne! Jeszcze pytasz?
  • Bo ci wleję do szklanki! - zagroziłam
  • Już siedzę cicho.

    Następnego dnia byliśmy umówieni na wieczorny mecz, a skoro to mecz to ubrałam się w rurki i dużą koszulkę z kotem. Przyjechał punktualnie, wyszłam, przywitałam się. Po godzinie siedzieliśmy w wyznaczonych miejscach. Minęła pierwsza połowa, w przerwie na telebimach pojawiły się duże czerwone usta, po nich napis KISS CAM. W miejsce napisu pojawiła się ramka w formie serca i nastrojowa muzyka. Pokazywali różne pary, rozmawiałam z Sergio zawzięcie dyskutując czy był błąd sędziego czy też nie. Z ciekawości spojrzałam na telebim, zamarłam gdy zobaczyłam siebie i Sergio w sercu. Spojrzałam na ekran. Odwrócił głowę w moją stronę, zrobiłam to samo. Chwycił mnie za brodę i przybliżył się. Przymknęłam oczy i poczułam usta Hiszpana na swoich. Chwilę później się skończyło. A szkoda... Mecz się skończył, tylko kto wygrał? Mniej ważne, w uszach grała mi ciągle ta muzyka. Rozmawialiśmy na każdy temat. Rozmawialiśmy omijając temat meczu.
  • Odprowadzę cię.
  • Nie musisz. - odparłam – trafię – odpięłam pas, wypad mi telefon, schyliliśmy się po niego jednocześnie, spojrzeliśmy sobie w oczy, nasze usta dzieliły centymetry. Spojrzałam na jego pełne wargi, później w oczy. Zbliżył się do mnie, nie czekając przywarłam do ust stopera. Przyciągnął mnie do siebie z każdym pocałunkiem byliśmy bliżej siebie. Siedziałam stoperowi na kolanach, dłoń wplotłam w jego włosy, drugą trzymałam na szyi. Dłonie piłkarza spoczywały na plecach. Pełne, ciepłe i słodkie hiszpańskie usta pieściły moją szyję. Ponownie przylgnęłam do jego ust, całował co raz zachłanniej, z co raz większą pasją, przygryzłam jego wargę....
 
ubranie Sophie
 
 
 
 
 
Mimo, że to drugi Dzień Świąt
Wesołych Świąt,
 Merry Xmas,
 Feliz Navidad,
 Fröhliche Weihnachten,
 Feliz Natal
 
Z okazji świąt postanowiłam podarować Wam pocałunek Naszych sportowców.
Mam nadzieję, że Wam się podoba:)
Dziękuje Edzi za choinkę:)
następny rozdział 2 stycznia 2013
 
trzymajcie się cieplutko:*



środa, 19 grudnia 2012

Rozdział 2


Odpuściłam sobie poranny jogging. Wybrałam się na zakupy, dziś rano w lodówce znalazłam słoik ogórków i dżem. Więc na śniadanie miałam tosty z dżemem. W sklepie miałam już koszyk pełen najróżniejszych artykułów spożywczych.

  • Cześć Sophie! - obróciłam się w stronę wołania
  • Sergio! Cześć. - jego szyi kurczowo trzymała się mała dziewczynka.
  • Przywitasz się z Sophie? - zapytał małą, jak on cudnie wygląda z dzieckiem.
  • Ceść Sophie. - podała mi rączkę, którą uścisnęłam
  • Cześć.
  • Ładna jeśteś – powiedziała
  • Dziękuję.
  • Wujcio Sergio mówił....
  • chcesz lizaka? - zapytał, przerywając dziewczynce
  • Tjaaak!
  • To wybierz sobie jakiegoś. - odparł stawiając dziewczynkę na posadce.
  • Mogę dwa?
  • Możesz. Opowiedziałem jej gdzie byłem.
  • Nie musisz się tłumaczyć.
  • Ale chciałem – dotarliśmy do kasy, zapłaciliśmy, zapakowałam zakupy do bagażnika.
  • Sophie! - usłyszałam gdy zaczęłam wsiadać do auta – chciałam sie poźegnać i dać ci tjo. - podała mi różowego lizaka – tjuszkawkowy.
  • Dziękuję – pogłaskałam dziewczynkę po głowie.
  • A teraz buziol na papa! - pocałowałam dziewczynkę w policzek. Pobiegła do Hiszpana i pomachał mi na pożegnanie, odmachałam posyłając uśmiech piłkarzowi. Wsiadłam i odjechałam. Gdy wróciłam wypakowałam zakupy, chociaż nie miałam na to ochoty, zabrałam torbę treningową i pojechałam na spotkanie z trenerem, pierw siłownia, później dwie godziny na bieżni.
  • Na dziś kończymy – oświadczył
  • Świetnie. - powiedziałam zmęczona.
  • Treningi na pełnych obrotach zaczną się za tydzień, mam nadzieję, że już odpoczęłaś.
  • Powiedzmy, że tak.
  • Za trzy tygodnie są kwalifikacje do Mistrzostw w lekkoatletyce
  • 100 i 200?
  • tak, ale myślałem, żeby wystawić sztafetę 4 x 100
  • Mogę biec.
  • Musisz. Ustalimy wszystko na następnym treningu – dopiłam sok i pożegnałam się z trenerem. Czas do zawodów minął bardzo szybko, kilka godzin dziennie spędzałam na bieżni, wieczorem rozmawiałam z Sergio, czasem się z nim spotykałam. Tydzień temu założyliśmy się kto szybciej przebiegnie 100 metrów. Oczywiście wygrałam. Później Sergio tłumaczył, że dał mi fory. Aha, aha, a za rogiem czołg jedzie. Nie ze mną te numery, nie założyliśmy się o godność czy kto drugiemu kupuje obiad. Ten kto przegra ścina włosy. Efekt był oszałamiający, z początku go nie poznałam, w krótkich włosach wygląda bardzo pociągająco.
    Nie wiem co się ze mną dzieje, ale co raz częściej się łapię, że myślę o nim. A jak o nim myślę to czuję ciepło od środka i mrowienie w brzuchu. Uśmiech sam ciśnie mi się na usta, na dodatek tata twierdzi, że błyszczą mi oczy, cokolwiek to znaczy.
  • Cześć piękna – wyrwał mnie z zamyśleń bramkarz.
  • O Iker! Witaj – przywitałam się
  • Ładnie ci z tym wałkiem na głowie – zaśmiał się i zrobił zdjęcie
  • Iker!
  • No co? Ładnie wyszłaś, zresztą zobacz sama, wstawiłem na Twittera – zdębiałam – żartuje. Nie mam Twittera, ale mam Facebooka. - przed zgładzeniem bramkarza powstrzymał mnie reżyser, który przedstawił nam jak mniej więcej jak będzie wyglądać reklama. Jaka reklama? Otóż, dziś kręcimy reklamówkę Audi. Są sponsorem Królewskich, ale także moim. Późnym wieczorem zakończyliśmy zdjęcia, wróciłam do domu padnięta. Swoje kroki skierowałam do sypialni, gdzie momentalnie zasnęłam. Za trzy dni rozpoczynają się zawody, już od dwóch pakuje potrzebne rzeczy, przeważnie robię to wieczorem, lub rano chwilę przed wyjazdem. Mała zmiana. W ciągu tych trzech dni spotkałam się z moimi Rockersami, tatą i tradycyjnie na truskawkową tartę z Sergio. Real Madryt tego samego dnia wylatywał do Stanów na jakimś tam obóz czy biwak, jakby nie mogli pojechać za miasto i tam rozstawić namioty, w sumie dziwne, lecą ok 13 godzin by męczyć się na materacu pod namiotem? Sergio opowiadał, że będą mieli tam treningi, mecze. Faceci to się jednak nudzą, równie dobrze mogliby rozstawić sobie ten cały obóz na Bernabeu i nie musieli by daleko na treningi chodzić, tylko jakby tam mecz rozgrywali? I ja bym nie tęskniła i te dwa tygodnie nie byłby wiecznością....

    Sergio

  • Cześć synku, zrobiłam ci ciasto z truskawkami – przywitała syna
  • Sophie lubi truskawki – mruknął pod nosem siadając na kanapę
  • Co?
  • Nic, tak się zamyśliłem – odarł
  • Oj Ramos, Ramos. - podsumował syna
  • Cześć tato.
  • Cześć synku. Jak się sprawy mają?
  • Bardzo dobrze, teraz trzeba się przygotować do ligi, później ją wygrać
  • Jose! Nie zagaduj mi dziecka! Musi zjeść by mieć siłę
  • Czy już z synem porozmawiać nie mogę?
  • Możesz, ale najpierw Serguś musi zjeść. Jedz nie gadaj.
  • Ale mamo...
  • Jedz!

    Sophie

    Siedziałam w domu i oglądałam telewizje, przerwał dzwonek do drzwi, nie spodziewałam się gości, zastałam Ikera
  • Cześć, przyszedłeś po piłkę?
  • Nie. - odparł
  • To wchodź – otworzyłam szerzej drzwi, zapraszając go do środka
  • Nie, nie. Lepiej jak ty przyjdziesz do mnie.
  • Powiesz co się stało?
  • Wyjaśnię ci u mnie. A teraz proszę pośpiesz się – wyłączył telewizor, ubrałam trampki, zamknęłam drzwi, chwilę później byliśmy u bramkarza w domu.
  • Powiesz co się stało?
  • Sophie, powiedz mi, tylko szczerze. Umiesz gotować?
  • No wiesz, coś tam potrafię, ale możesz jaśniej?
  • Zaprosiłem rodziców Sary na kolację, powiedziałem że sam ją przygotuję, Sara powiedziała, że dobrze gotuje, zapomniał dodać, że jedyne co potrafię to jajecznica i kanapki. Błagam Sophie, pomóż.
  • No dobrze, to co kupiłeś? - uśmiechnął się, otwierając lodówkę – Iker, ale ziemniaków w lodówce się nie trzyma. - zaśmiałam się
  • Naprawdę? Cóż. Sophie, mam jeszcze jedną prośbę.
  • Jaką?
  • Zrobisz to dobre ciasto? - miał minę jak dziecko, które chce nową zabawkę.
  • Zrobię. Pod warunkiem, że pomożesz.
  • No pewnie! Pomogę, zdążymy do 19?
  • Mamy 5 godzin, spokojna twoja rozczochrana. - w tym czasie przygotowaliśmy całą kolację i deser. Jakby ktoś patrzył na nas z boku, pomyślałby że trafił do kuchni, że tak określę miłośników dobra Jamajki, a nie dorosłych ludzi. Przygotowaliśmy stół, wszystko było gotowe, kurczak i ziemniaki w piekarniku, ciasto w lodówce, została niespełna godzina. Iker podreptał na górę się przebrać. Zadzwonił dzwonek, wystraszyłam się, że to Sara z rodzicami, co ja im powiem? Dobra, powiem że cukier mi się skończył, otworzyłam drzwi i zastałam uśmiechniętą Sarę, na szczęście była sama.
  • Cześć – przywitała się – ty jesteś Sophie? - przytaknęłam, weszła do środka
  • Ja.... - zaczęłam
  • Bardzo ci dziękuję, chciałam pomóc Ikerowi, ale musiałam zrobić wywiad i nie było szans bym mogła się wyrwać, ale widzę, że daliście sobie radę.
  • Tak, nie było problemu. Będę się zbierać, miłego wieczoru. Cześć.
  • Dziękuję, cześć! - wróciłam do siebie, na wycieraczce znalazłam kwiaty, od razu wyrzuciłam je do śmieci, nie wzięłam ze sobą telefonu, kilkanaście nieodebranych połączeń, oddzwoniłam
  • Cześć najpiękniejsza sprinterko na świecie
  • Czego chcesz?
  • Hmm... ostra, taką cię lubię najbardziej.
  • Daj mi spokój – syknęłam
  • Kicia, nie dzwonię bez powodu, powiedz temu piłkarzykowi, by zostawił cię w spokoju, bo jak nie, to... a tego sama się dowiesz i wiesz nie będzie to przyjemne, będzie boleć, nie koniecznie fizycznie, będzie boleć – powtórzył – nawet nie wiesz jak bardzo.
  • Jesteś żałosny. Spróbuj zrobić coś Sergio, to...
  • Nie koniecznie zrobię coś Sergio, są inni. - zaśmiał się – czemu wyrzuciłaś kwiaty? Nie podobały ci się? - nie odpowiedziałam – pamiętaj, że cię obserwuję. Teraz, jutro, za tydzień, miesiąc, zawsze. Lepiej gdyby się do ciebie nie zbliżał, dla dobra ogółu. Dobranoc Kicia.
  • Psychol – syknęłam przez zęby
  • Ja ciebie też – rozłączyłam się, po chwili usłyszałam dzwonek
  • Mówiłam, żebyś się ode mnie odpieprzył! - krzyknęłam
  • Nie wiem o co chodzi, ale z chęcią się dowiem. S” - Sms
  • „wejdź od strony ogrodu” - odpisałam – chwilę później zapukał w szybę, otworzyłam. Oczy zaszły mi łzami, próbowałam je jakoś ukryć, ale już mnie to wszystko przerosło, wiedziałam że nie mogę pokazać swojej słabości. Ale jak? To za dużo jak na jedną osobę. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Przytulił mnie do siebie.
  • Nie płacz, będzie dobrze – próbował mnie uspokoić
  • Nie będzie dobrze, nie da mi spokoju – powiedziałam przez łzy
  • Powiesz mi o co chodzi?
  • Szkoda opowiadać – spojrzałam mu w oczy, uświadamiając sobie, że nie mogłabym pozwolić, by coś u się stało. Patrzył się na mnie z troską, martwił się o mnie. Kiedy tak mnie przytulał, czułam błogi spokój, który wypełniał mnie od środka. Czułam się bezpieczna. - zrobię kakao, masz ochotę?
  • Ale z piankami.
  • Od pianek dupa rośnie. - zaśmiałam się i rzuciłam w niego paczką.
  • No to na siłowni się spali.
  • Chcesz tartę?
  • Truskawkową?
  • A jak. Mam jeszcze ciastka z czekoladą. - wystawiłam wszystko na stolik, gdy Sergio robił kakao, bo jak stwierdził robi najlepsze w całym Madrycie. Usiedliśmy na kanapie na przeciw siebie, wzięłam do ręki kubek z gorącym płynem, podkuliłam nogi. - no to od początku – westchnęłam
  • Jak nie chcesz mówić, to nie mów
  • Ale chcę. - już nie odpowiedział, napiłam się słodkiego płynu i zaczęłam swoją historię – Wisz, że jak miałam 7 lat to rozwiedli się moi rodzice, to zaczęłam biegać. W wieku 16 lat poznałam Juriego, lekkoatleta, który marzył o byciu bokserem. Byłam zakochana po uszy. Przystojny, dobrze zbudowany, inne dziewczyny mi zazdrościły, a ja byłam szczęśliwa, wręcz dumna, że wybrał właśnie mnie. Mama był zachwycona, tata niekoniecznie, nie lubił go, o czym otwarcie mówił. Ostrzegał mnie, prosił bym była ostrożna w stosunku do niego, ale ja zaślepiona, twierdziłam że Jurij mnie kocha, a ja jego i będziemy szczęśliwi do końca. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak mogę się mylić. Zapewniał, że mnie kocha, cały czas to powtarzał. W czasie gdy byliśmy razem zdradzał mnie, ale tłumaczyłam sobie, że skoro ja z nim nie....nie – oczy zaszły mi łzami, nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Czułam na sobie wzrok stopera, ale bałam się na niego spojrzeć. Było mi wstyd, że byłam taka głupia, by być z kimś takim jak on – że z nim nie sypiałam. Uwierzyłam mu, że to był jeden raz, że był pijany, nie panował nad sobą, wybaczyłam mu, ale pamiętałam. Jakiś czas później podarował mi pierścionek, jako dowód jego miłości, ale chciał mojego dowodu, nie chciałam, odmówiłam mu, uderzył mnie, raz, drugi, zaczął zdzierać ze mnie ubranie, płakałam, prosiłam by przestał, ale to jakby go bardziej nakręcało, zakrył mi usta dłonią, bym nie krzyczała, próbowałam się wyrwać, nadaremnie, kopnęłam go, na chwile puścił moje usta, nim zdążyłam krzyknąć wyciągnął nóż, byłam przerażona, nigdy nie bałam się bardziej, jak w tamtym momencie. Gdyby nie ochroniarz, nie wiem co by się stało. Brzydziłam się sobą. Po jakimś czasie przeszło mi, bynajmniej myślałam, że mi przeszło, lecz teraz wróciło z potrójną siłą. Wrócił i od jakiś dwóch tygodni, dzień w dzień daje o sobie znać. Dzwoni do mnie, zostawia kwiaty na wycieraczce, grozi, najgorsze jest to, że jest ponad prawem. - spojrzałam na Hiszpana, kipiał ze złości. Miał dłoń zaciśniętą w pięść, zmarszczone brwi i zmrużone oczy.
  • Zajmę się tym – mruknął patrząc w dal
  • Nie. - spojrzał mi w oczy – nie Sergio, on jest nieprzewidywalny.
  • Moja pięść też jest nieprzewidywalna.
  • Może zrobić ci krzywdę. - tłumaczyłam
  • Prędzej to ja jemu zrobię.
  • Nie, Sergio. Nie ryzykuj, może ciebie nie skrzywdzić, ale twoich bliskich. Zrobi wszystko by odebrać ci to co jest dla ciebie ważne.
  • Dobrze, ale wiedz, że z wielką przyjemnością rozwaliłbym gnojowi twarz. Gdyby się Iker o tym dowiedział, matko, facet by nie żył. Traktuje cię jak siostrę, a dla niego rodzina jest najważniejsza. A teraz przestań płakać, bo nie lubię gdy kobieta płacze, a szczególnie tak piękna jak ty – uśmiechnęłam się, nie wiem jak, ale gdy powiedział, że jestem piękna poczułam ciepło od środka i uśmiech sam pojawił mi się na twarzy. - no, od razu lepiej – przytuliłam się do torsu piłkarza, objął mnie umięśnionymi ramionami, uspokajałam się, wyrównywał mi się oddech, wdychałam zapach perfum obrońcy, powieki miałam co raz cięższe, nie wiem kiedy, zasnęłam.

    Z perspektywy SR
  • Szlag mnie trafiał, gdy opowiadał o tym całym Jurim. Po policzkach płynęły jej łzy, skuliła się i ze spuszczoną głową opowiadała o tym co jej zrobił. Ślicznie się uśmiechnęła, a teraz śpi mi w ramionach, taka niewinna i spokojna. Było już późno, nie chciałem jej zostawiać, bałem się o nią. Przytuliłem..... przyjaciółkę i sam odpłynąłem.






O tak, nie będzie to typowe opowiadanie,
więcej akcji, więcej.... o tym później się dowiecie:)
Sama się przekonałam, że piłkarze 'uzależniają'
i tak będzie z Sergio:)
dodałam nowego bohatera.
xxxbarcaxxx - miłość, będzie, ale czy taka piękna i bez cierpienia? Nie wiem.
xcarrotsx - Happy Bday!
madridistka1716 - dziękuje za nominacje
Nikaaa - Celi zapewne chodziło o Qui ne risque rien n’a rien
Jeśli macie ochotę zapraszam na mój profil na FB
 
następny rozdział 26.12
 
Dziękuje za Wasze komentarze:*
Trzymajcie się ciepło i do następnego
 
 


wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 1


 

Obudziłam się wcześnie rano, bolały mnie wszystkie mięśnie, nawet te o których nie miałam pojęcia. Wczoraj zasnęłam na kanapie. Przeciągnęłam się, włączyłam telewizor i zaparzyłam kawę. Napiłam się czarnego płynu, który mnie pobudził. Wzięłam długi prysznic, na śniadanie zrobiłam naleśniki, z pełnym talerzem rozsiadłam się przed telewizorem, dostałam SMS-a „Pamiętaj o sukience” westchnęłam, dokończyłam posiłek, przebrałam się i wyszłam z domu. Chodziłam kilka godzin po sklepach, nic mi się nie podobało, chciałam zwykłą, prostą niekoniecznie długą. Z wielką niechęcią wchodziłam do kolejnego butiku, z rezygnacją z nich wychodząc.

  • ostatni – powiedziałam do siebie, weszłam do środka. Od razu podeszła do mnie ekspedientka. Kobieta po 40 elegancko ubrana, miała wysoko upięty kok, gdy się uśmiechała wokół oczu pokazywały się zmarszczki. W skrócie powiedziałam czego potrzebuję, na jaką okazję, podążyłam za nią długim korytarzem do przymierzalni, chwilę później pojawiła się z kilkoma sukienkami, podała mi pierwszą, wyglądałam w niej jak uboga krewna księdza, druga, trzecia, czwarta, ósma, nic. Zrezygnowana ubrałam się i udałam w stronę wyjścia
  • Proszę poczekać, mam jeszcze jedną sukienkę, tylko nie wiem czy będzie odpowiednia.
  • Pani pokaze. - wróciłam do przymierzalni, ponownie się rozebrałam, pasowała! - biorę! - Nie wiem czy nie będzie za odważna, ale co tam ćwieki jeszcze nikogo nie zabiły. Zapłaciłam, pożegnałam się z kobietami, sukienkę zostawiłam w samochodzie i dalej ruszyłam w poszukiwaniu dodatków, z butami problemów nie będzie, ubiorę czarne szpilki. W małym sklepiku kupiłam pomarańcze, a w kawiarni mrożoną kawę na wynos. Obładowana torbami i kawą w ręku, zmęczona ale zadowolona szłam uliczką w stronę auta, próbowałam wyciągnąć klucze z torebki. Chwila nieuwagi i zostałam potrącona przez mężczyznę, pomarańcze potoczyły się we wszystkie możliwe strony, prawie oblałam się kawą. Zaklnę łam.
  • Przepraszam, po raz drugi w ciągu dwóch dni na kogoś wpadam.
  • Super – syknęłam przez zęby
  • To ty? - zdziwił się, spojrzałam na chłopaka, ten sam co wczoraj przyczynił się do rozwalenia mojego telefonu. Pomógł mi pozbierać cytrusy i zapakować je do samochodu, podziękowałam, odpaliłam silnik i odjechałam.


    W domu Sergio Ramosa
  • Dziś znowu ją spotkałem – powiedział
  • Wiesz jak ma na imię?
  • Zapomniałem zapytać – klepnął się ręką w czoło
  • Oj Sergio, Sergio.
  • Ale skądś ją kojarzę, tylko nie wiem skąd
  • Nad tym będziesz się później zastanawiał, pamiętaj że jutro idziesz na ten cały bankiet. - obrońca tylko westchnął
  • Nie chcesz iść za mnie? - zaprzeczył głową – Iker proszę, nawet nie wiesz jak mi się nie chce.
  • Nie ma nawet takiej opcji. Jutro idę z Sarą do jej rodziców.
  • Dobra. Chcesz jeszcze piwo?
  • Poproszę. Sergio, a co z tobą i
  • Nic, nie wiesz? Media lubią wszystko rozdmuchać. Gramy w Fifę?
  • Odpalaj! Ja gram Realem!
  • Niech ci będzie.

    Dzień bankietu
Dzień rozpoczęłam od porannego joggingu w parku. Zrobiłam kilka rundek, aktualnie się rozciągałam, usłyszałam czyjeś wołanie o pomoc.

  • Złodziej! - spojrzałam w stronę, którą wskazywała starsza pani, ujrzałam uciekającego mężczyznę z torebką w ręku, nie biegł za szybko, nie zastanawiając się długo ruszyłam w pościg za nim. Nie miałam problemu z dogonieniem go, równocześnie złapałam go z jakimś chłopakiem. Kiedy nieznajomy trzymał złodzieja, uspokajałam starszą kobietę, przyjechała policja, spisała zeznania. Wszyscy się rozeszli, zostałam tylko ja z nieznajomym.
  • Iker – podał mi dłoń, odwzajemniłam uścisk.
  • Sophie – przedstawiłam się
  • Pierwszy raz widziałem, że dziewczyna może tak szybko biec, widziałem tylko tą Gerrere.
  • To ja – zaśmiałam się – Sophie Gerrera – zdębiał
  • Przepraszam, nie poznałem cię, piękne Igrzyska. Gratuluję
  • Dziękuję.
  • W którą stronę idziesz?
  • La Finca de Pozuelo.
  • Ja też. Jeśli nie masz nic przeciwko możemy iść razem.
  • W takim razie chodźmy. - szliśmy rozmawiając, jakbyśmy znali się kilka lat, a nie kilka minut, poruszyliśmy każdy możliwy temat, dotarliśmy na osiedle – tu mieszkam – wskazałam na dom.
  • Żartujesz? Ja mieszkam tam. - nasze domy dzielił tylko jeden budynek, mieszkał w nim jakiś Amerykanin, który bywał tu tylko gdy miał urlop. - to do zobaczenia sąsiadko
  • Pewnie sąsiedzie. - weszłam do mieszkania, skierowałam się do łazienki, szybki prysznic, śniadanie. Kilka godzin później siedziałam na fotelu, fryzjerka zajmowała się włosami, makijażystka zrobiła mi klasyczny makijaż, podkreślając oczy, uczy musnęła cielistą pomadką. Pożegnałam obie panie, dziękując za pomoc. Do wyjścia została mi godzina.

    W domu SR4
  • Ta koszula i ten krawat pasuje?
  • Nie! Sergio, chcesz ubrać białą koszulę i krawat w cętki? Skąd ty go masz? Z klubu ze striptizem? - tylko wystrzeżył zęby – daj sobie spokój z krawatem.
  • Masz rację bez niego jestem przystojny.
  • Ramos, Ramos. Ja się zbieram, a ty bądź grzeczny.

    Dom Sophie
    Pod dom podjechał czarny Bentley. Ubrałam marynarkę i wyszłam. Jak otworzyłam drzwi, uderzyła mnie woń perfum matki. Ugh... zdecydowanie za mocny zapach. Siedziała ze swoim facetem.
  • Cześć córeczko.
  • Dobry wieczór. - mruknęłam, zajęłam miejsce na przeciw nich. Nasz monolog na tym się skończył. Pół godziny później oślepiały mnie flesze aparatów. „Sophie na lewo! Sophie na prawo!” nie lubiłam tego, wręcz nie cierpiałam, postałam chwilę uśmiechnęłam się i weszłam do budynku. Moja rodzicielka weszła dopiero po godzinie. Zajęłam wyznaczone miejsce, jakiś facet wygłosił, to co miał do wygłoszenia. Wylicytowano mój medal z Igrzysk, koszulki piłkarzy i kilka innych rzeczy, cały dochód przeznaczony będzie na budowę kliniki dla dzieci chorych na stwardnienie rozsiane. Po oficjalnej części, przyszedł czas na bankiet w formie amerykańskiej. Nie smaczne teksty podstarzałych biznesmenów nie robiły na mnie wrażenia, na mojej mamie wręcz przeciwnie, śmiała się z ich żartów, opuściłam towarzystwo z wymówką przewietrzenia się. Kelner podał mi kieliszek wina. Wyszłam na pokaźnych rozmiarów balkon. Podeszłam do barierki, panorama miasta robiła wrażenie.
  • Mówiłem, że cię znajdę. - obróciłam w stronę, z której dobiegał głos. Należał do chłopaka z którym miałam już styczność.
  • Jestem Ramos, Sergio Ramos. - podał mi dłoń
  • Gerrera, Sophie Gerrera – powtórzyłam za chłopakiem. Przyjrzałam mu się uważnie. Wysoki, dobrze zbudowany, brązowe oczy, szeroki promienny uśmiech i długie włosy.
  • Miło cię poznać Sophie.
  • Jesteś piłkarzem? - przytaknął – wiedziałam, że cię skądś kojarzę – mruknęłam, tylko się zaśmiał – powiesz, gdzie się tak śpieszyłeś, że aż dwa razy na mnie wpadłeś?
  • Za pierwszym razem to na trening, a za drugim to nigdzie, musiałem się zamyślić. - rozmowa sama się kleiła, znaleźliśmy wspólny język, nie miałam pojęcia ile czasu zleciało gdy weszliśmy do środka, a tam zastaliśmy panią sprzątającą podłogę. Dziwnie się na nas spojrzała.
  • Ach, ta dzisiejsza młodzież – westchnęła, wyszliśmy z budynku, udaliśmy się się w stronę postoju taksówek.
  • Odwiózł bym cię, ale wypiłem lampkę szampana i samochód zostawię tu.
  • Nie ma problemu, od tego są taksówki. - uśmiechnęłam się, wsiadłam do taksówki, do drugiej piłkarz. Pół godziny później wchodziłam już do mieszkania. Zegar wskazywał pierwszą. Rozebrałam się, wzięłam prysznic, po czym od razu zasnęłam.
    Rano wstałam o 7. Nigdy nie spałam długo, późno chodziłam spać, wcześnie wstawałam. Tak jak każdego ranka ubrałam się w dres i wyszłam na poranny jogging. Biegałam po parku, słuchając muzyki, wróciłam do domu. Wskoczyłam pod prysznic, ubrałam bikini, zrobiłam sobie owocowy koktajl i wyszłam do ogrodu. Położyłam się na leżaku przy basenie, czytałam książkę, ni stąd ni zowąd z siłą pocisku w moim basenie wylądowała futbolówka, uderzenie sprawiło, że zostałam oblana wodą. Po chwili zadzwonił telefon 'Iker'
  • Tak, jest u mnie.
  • No właśnie. - zaśmiał się
  • Nie wiem jak to zrobiłeś, nie chcę wiedzieć, ale mało zawału nie dostałam. Będziesz musiał po nią przyjść, bo ja nie dam rady tak kopnąć.
  • Czekaj, już idę. - ubrałam się w krótkie spodenki i koszulkę, rozległ się dzwonek
  • Cześć Ike....yyy Sergio? - zdziwiłam się – Co tu robisz?
  • Cześć, przyszedłem po piłkę.
  • Proszę – podałam chłopakowi.
  • W ramach przeprosin, dasz zaprosić się na kawę?
  • Czemu nie.
  • Kiedy masz czas? - zapytał
  • Może być jutro?
  • Pewnie. - uśmiechnął się
  • Wiesz gdzie jest Cafe del Arte
  • Wiem. - odparł przeczesując włosy ręką - O 16 pasuje?
  • Pasuje.
  • To do jutra, Sophie.
  • Do jutra. Pozdrów Ikera!
  • Ok! - krzyknął idąc w stronę domu bramkarza.
  •  
    Zadzwoniłam do Diego, zapewne u niego siedzą też Adan i Vito. W trójkę poznaliśmy się na koloni jak miałam osiem lat. Diego jest w moim wieku, Adan i Vito są starsi o dwa lata. Chłopaki mają własną kapelę garażową, nazywają się „Rockers” grają mieszankę rocka i rapu.
  • Cześć Diego, jesteście głodni? - zapytałam
  • Jesteśmy. - zaśmiał się – czemu pytasz? Czekaj nie odpowiadaj, nie ma kto ci zakupów zrobić?
  • Nie. Zakupy zrobiłam wczoraj. Chciałam zapytać czy nie chcecie wpaść na BBQ ale skoro...
  • Będziemy za dwie godziny! Nie pytaj dlaczego. Trzymajmy się wersji, że są korki w mieście. - rozłączył się. W międzyczasie przygotowałam dwie sałatki, masło czosnkowe i zamarynowałam mięso. Miałam jeszcze trochę czasu więc zaczęłam robić Bannoffe, które chłopcy uwielbiają, zresztą ja też. Rozległ się dzwonek do drzwi, a mi została do ubicia śmietana.
  • Co jemy? - zapytali chórem gdy otworzyłam drzwi.
  • Też się cieszę, że was widzę. - odparłam, weszliśmy do kuchni – to może wy rozpalicie grilla, a ja dokończę ciasto?
  • Tak jest, kierowniku! - zasalutowali, mięso już się piekło, my siedzieliśmy na tarasie popijając Sangrię z owocami, żartując, opowiadając co nam się przytrafiło
  • Wiecie, że za dwa tygodnie Królewscy wylatują na obóz do Stanów?
  • No! fajnie byłoby ich poznać. - westchnął jego brat, Adan i Vito są trzecim pokoleniem, które kibicuje Los Blancos. Jak prawdziwi Hiszpanie, kochają futbol, jedzenie i dobrą zabawę.
  • A jak bym wam powiedziała, że dom dalej mieszka jeden z nich?
  • Żartujesz? - powiedzieli równocześnie
  • Nie, mówię całkiem poważnie – uśmiechnęłam się – IKER! - krzyknęłam
  • CO JEST!? - usłyszeliśmy po chwili
  • JESTEŚCIE GŁODNI?
  • NO! CZEMU PYTASZ?
  • TO PRZYJDŹCIE!
  • ZARAZ! - mieli pootwierane buzie z zaskoczenia i niedowierzania. Nie minęło 5 minut Iker kroczył przez ogród.
  • Iker, poznaj, moi przyjaciele Diego, Adan, Vito.
  • Chłopaki, to mój sąsiad Iker. - uścisnęli sobie dłonie, z początku patrzyli z niedowierzaniem to na mnie to na bramkarza.
  • Gdzie masz Sergio? - zapytałam gdy byliśmy w kuchni, chłopaki dalej piekli mięso, a my zajęliśmy się sałatkami.
  • Pojechał do domu zająć się siostrzenicą Daniellą.
  • Jakby się chłopaki na ciebie dziwnie gapili, to się tym nie przejmuj, od trzech pokoleń kibicują Realowi, gdybym im powiedziała,że was nie rozpoznałam wyrwali by mi nogi z tyłka, i jakbym biegała? - zaśmialiśmy się. Siedzieliśmy do późnej godziny, Iker opowiedział ciekawostki i anegdoty związane z klubem. Co i jak się „dzieje” w szatni. Późnym wieczorem wszyscy się rozeszli.

    Następnego dnia
    Nie biegałam długo, po godzinie brałam już prysznic. Pojechałam kupić owoce. Po drodze odwiedziłam tatę w biurze. Zjedliśmy razem lunch. Wróciłam do domu o 14. Do spotkania z Hiszpanem zostały mi dwie godziny. Wypakowałam owoce, zrobiłam sobie lemoniadę. Sprawdziłam pocztę, inne fora społecznościowe i poszłam wybrać ubranie. Nie chciałam się jakoś specjalnie szykować, w końcu to zwykłe spotkanie, a nie randka życia. Było gorąco, więc postanowiłam spiąć włosy. Ubrałam koszulkę, białe szorty i byłam gotowa. Zabrałam przeciwsłoneczne okulary, zamknęłam mieszkanie i wsiadłam do auta. Postałam chwilę w korku, mimo to zostało mi jeszcze 5 minut, wjeżdżałam na parking, były wolne dwa miejsca obok siebie, zaparkowałam, po chwili obok wjechał czarny samochód. Wysiadłam i zobaczyłam Hiszpana.
  • Cześć – przywitał się
  • Cześć – udaliśmy się w stronę drzwi kawiarni. - Gdzie siadamy?
  • Może na górze? - zaproponował, zgodziłam się. Zajęliśmy miejsca na dachu pod parasolką. Zamówiliśmy kawę o smaku czekoladowym i tartę truskawkową. - opowiesz mi coś o sobie? - zapytał
  • zależy co chcesz wiedzieć.
  • To może od początku?
  • No dobrze. - poprawiłam się w fotelu – Urodziłam się 21 lat temu. Dokładniej 4 sierpnia 1989, to był piątek, tak mi się wydaje. Godziny nie pamiętam, ale jak chcesz to zadzwonię do taty, to za chwilę – zaczęłam się śmiać, widząc minę Hiszpana pod tytułem „co ja tu robię” - żartowałam – odetchnął – ale chciałeś od początku. Więc wywnioskowałam, że od narodzin. - uśmiechnął się
  • Dobrze, podarujmy sobie narodziny, pierwsze kroki, słowa, zęby. - przytaknęłam – zamieniam się w słuch
  • Czemu chcesz to wiedzieć?
  • Tak po prostu.
  • To tak po prostu, dlaczego?
  • Sam nie wiem. Nikt u ciebie wcześniej nie zajmował się sportem?
  • Nie, jestem pierwsza.
  • Więc jak to się zaczęło? - westchnęłam – jak nie chcesz mówić, to nie mów
  • Nie, nie o to chodzi, czasami jestem mamie wdzięczna, za tą zdradę. Gdyby nie to siedziałabym w biurze zawalona papierami, a tak jak biegnę, czuję się wolna. Zaczęło się gdy miałam 7 lat, jak wcześniej wspomniałam, przez zdradę mamy, co spowodowało rozwód moich rodziców. Sąd opiekę nade mną przyznał mamie, a dużo lepszy kontakt miałam z tatą, płakałam każdej nocy, mieszkałam z nią i co raz to nowym facetem, żeby jakoś odreagować zaczęłam biegać, później okazało się, że mam do tego smykałkę. Obleciałam wszystkie możliwe zawody, później Olimpiada. Tak to było w skrócie. A jak było z tobą?
  • Na podwórku wszyscy grali. - przerwał mu dzwonek telefonu - przepraszam – chciał rozłączyć
  • Śmiało odbierz.
  • Cześć słonko...dobrze...już wstałaś?....to świetnie....a wyspałaś się?....uhm....z lalą spałaś?....nie, miś nie będzie zły.....na pewno Słonko...dobrze....na pewno mu smakowało....przyjadę...pewnie....pobawimy się lalkami...tak tymi kucykami też....ja ciebie też...papa. - w czasie rozmowy za Słonkiem o lalach i innych, zapłaciłam rachunek
  • Zapłaciłaś?
  • Yhm.
  • Dlaczego ty? - zapytał
  • a dlaczego nie? Mamy równouprawnienie.
  • Teraz będę się źle czuł.
  • Zjesz tartę, to ci przejdzie – zaśmiałam się – chyba, że wolisz kucyki, w karcie widziałam pszczółkę i pajacyka.
  • Śmieszy cię to, że bawię się lalkami?
  • Nie wcale, jak miałam 6 lat robiłam to codziennie.
  • Rozmawiałem z Daniellą. To córka mojej siostry. - uśmiechnął się na wspomnienie o dziecku. - teraz jest tu w Madrycie, ale za tydzień będzie już w Sewilli. - opowiedział mi jak zaczęła się jego przygoda z piłką, po kilku godzinach pożegnaliśmy się na parkingu i pojechaliśmy w swoje strony.


Sukienka Sophie (bankiet)



spotkanie z Sergio

 
 
No cóż "pierwsze koty za płoty"
na początku Witam wszystkie Czytelniczki
mogę już teraz powiedzieć, że nie będzie to typowe opowiadanie,
czy o pięknej miłości? Nie wiem, ale wiem, że mam ochotę napisać "innego"
Do następnego:))

następny 19.12
 
 

niedziela, 2 grudnia 2012

Prolog


    4 lata wcześniej

  • Gotowa?
  • Tak, zwarta i gotowa. - odpowiedziałam wiążąc buty
  • Denerwuje się.
  • Ty? Czego? Przecież ty będziesz tylko siedzieć na trybunach.
  • No niby tak, ale to twoje pierwsze tak ważne zawody.
  • Doskonale wiem, i wygram, zrobię to dla taty....


Pewnie nie domyślacie się kim jestem i co robię.

Otóż pamiętam jakby to było wczoraj...

Kiedy miałam 7 lat rozwiedli się moi rodzice, wina była po stronie mamy, gdyż zostawiła tatę dla innego mężczyzny. Sąd ustalił bym zamieszkała z mamą, uznał, że to będzie dla mnie najlepsze, nie biorąc pod uwagę lepszego kontaktu kontaktu pomiędzy mną a ojcem. Przydzielił nam spotkania w co drugi weekend. By jakoś odreagować zaczęłam biegać. Na jakichkolwiek zawodach, które odbywały się w szkole wygrywałam, często nadrabiając kółko nad rówieśnikami. Na zawodach biegałam ze starszymi dziewczynami lecz i wtedy byłam szybsza. Mówili o mnie Primus inter pares co oznacza pierwszy wśród równych sobie. Biegi z chłopcami? Nie były mi na rękę gdyż, jak każda dorastająca dziewczyna zaokrąglałam się tu i ówdzie. Nie miłe, lub wręcz chamskie uwagi puszczałam mimo uszu. Osiągnięcia i duma taty wynagradzały mi to. Teraz mam 21 lat. W zeszłym roku wyprowadziłam się od mamy. Moja rodzicielka jest prezesem firmy bukmacherskiej. Tata jest właścicielem firmy ubezpieczeniowej. Możliwość zarobienia wielkich pieniędzy przesłoniła mamie mą osobę, poznała Garego, wtedy zapomniała o moim istnieniu. Oparcie miałam w tacie. Mama pojawiała się gdy wygrywałam zawody i było to udokumentowane przez media.

Więc kim jestem?

Nazywam się Sophie Gerrera i jak wspominałam mam 21 lat. Reprezentuję Hiszpanię w lekkoatletce, a dokładniej w sprincie na 100 i 200m. W wieku 17 lat zdobyłam pierwszy medal na Igrzyskach w Pekinie. Nikt się nie spodziewał, że zwyczajna dziewczyna taka jak ja może osiągnąć cokolwiek na poziomie światowym. Złoto Igrzysk Olimpijskich to ukoronowanie każdej minuty spędzonej na bieżni, każdej kropli potu, krwi, wszystkich wyrzeczeń i poświęceń. Czy było warto?

Pewnie, że tak! Słysząc hymn i widząc unoszącą się czerwono-żółtą flagę czuję dumę, podziw i wdzięczność kibiców. Nie zostałam na imprezie kończącej igrzyska, wolałam ten czas spędzić z tatą. Właśnie wracałam ze spotkania z nim. Uwielbiam Madryt, jest piękna słoneczna pogoda, wprost wspaniała. Idealna na spacer. Słuchawki w uszy i czas szybciej mija. Odpisywałam na SMS-a, nie widziałam chłopaka, który biegł wprost na mnie. Zderzyliśmy się tak, że pociągnął za kabel słuchawek, telefon wypadł mi z rąk, ekran pękł tworząc na nim pajęczynę.

  • Pieprzone Iphony – powiedziałam
  • Żyjesz? - spytał
  • Nie, umarłam i przemawiam do ciebie z zaświatów – widząc jego minę dodałam – żyję
  • Przepraszam, bardzo się śpieszę, odkupię ci ten telefon.
  • Nie trzeba.
  • Na prawdę, znajdę cię i odkupię – schyliłam się po zniszczony już telefon, lecz w tym momencie uczynił to również nieznajomy, zderzyliśmy już głowami.
  • Auu! Ty mnie chcesz dziś zabić. - zaśmiał się, gdy masowałam czoło.
  • Przepraszam, a teraz wybacz, ale muszę lecieć, trener mnie zabije! - odpowiedział w biegu.


    Szatnia Królewskich
  •  
  • Ramos, znów spóźniony!
  • Przepraszam trenerze, ale zepsuł mi się samochód, miałem jeszcze mały wypadek biegnąc tu. - westchnął na tłumaczenie piłkarza.
  • Dwa dodatkowe kółka i w nagrodę pójdziesz na tą galę, o której wcześniej wspominałem.
  • Mogę zrobić nawet 50 dodatkowych kółek, tylko nie ta gala! - powiedział teatralnie
  • Niech będą dwa kółka i gala, a teraz do roboty!

    Po treningu
  •  
  • Podrzucisz mnie?
  • Pewnie, wsiadaj. Podjedziemy jeszcze do sklepu zapomniałem kupić pomidory, a chciałem, ej Sergio! Co ty taki zamyślony?
  • Co? Nie. Miałem mały wypadek z pewną dziewczyną, zderzyliśmy się. Zapomniałem zapytać jak ma na imię. Tylko wydaje mi się, że gdzieś ją wcześniej widziałem.
  • Może kiedyś poznasz jej imię.
  • Znając moje szczęście to raczej nie.

    W domu Sophie
  • No nareszcie odebrałaś! Nie mogłam się do ciebie dodzwonić. - przemilczałam tę uwagę, przypominając sobie zdarzenie z południa. - za dwa dni jest gala, na której musisz się pojawić. - przewróciłam oczami – Ja też tam będę, kup sobie jakąś ładną sukienkę, zamówiłam ci fryzjera i makijażystkę. Pojedziemy razem, kończę pa! - tak to była moja mama. Zmęczona wszystkimi i wszystkim, położyłam się na kanapie i włączyłam jakiś program rozrywkowy...


             Czy zwykłe zderzenie może odmienić życie?
       Raczej nie, ale to co wydarzy się po nim, z pewnością....