środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 8


Jechałam bijąc się z myślami, jak powiedzieć Sergio o ślubie, którego nie chcę. Myślę, że dobrze postąpiłam, nie wyobrażam sobie, by coś mogło się stać dziewczynce i bramkarzowi, nie mogą cierpieć za błędy, które popełniłam, to wyłącznie moja wina i tylko ja muszę ponieść konsekwencje. Nie wiem, na prawdę nie wiem co mam robić, przecież nie wyjadę, Jurij zrobi wszystko bym znalazła się za dwa tygodnie przed ołtarzem i została panią Popow. Jak to brzmi Sophie Popow, nie no tragicznie! No cóż, trudno, najważniejsze, że bramkarz wciąż żyje i siostrzenica Sergio jest bezpieczna. Spojrzałam w lusterko, na tylnym siedzeniu spała mała Danielle, za mną jechał Iker. Zatrzymaliśmy się pod moim domem, wysiadłam z auta, przy mnie zatrzymał się bramkarz.

  • Iker, obiecaj mi, że nie powiesz Sergio, o tym co się wydarzyło
  • Sophie, trzeba to gdzieś zgłosić, tak nie można. To nieludzkie
  • zrozum, ten pajac jest ponad prawem.
  • Może jest ponad prawem cywilnym, ale nie ponad prawem Sergio Ramosa Garcia – usłyszałam za plecami.
  • Długo tu stoisz? - zapytałam przerażona
  • Wystarczająco. - mruknął bez emocji
  • Sergio, ja.... - zaczęłam –
  • Nic wam się nie stało? - zapytał
  • Jeszcze nie – mruknęłam niewyraźnie
  • Zostawię was samych. Widzimy się na treningu -powiedział bramkarz i odjechał
  • gdzie jest Dan? - zapytał – bo chyba
  • jest w samochodzie. - wyjaśniłam, otworzył drzwi i wyjął małą siostrzenicę z auta, po czym czule przytulił, delikatnie całując w głowę i zaniósł do domu, kiedy mała spała w sypialni, chciałam wyjaśnić wszystko Sergio, mam nadzieje, że zrozumie
  • ja....ja zrobiłam to dla Waszego dobra. - zaczęłam niepewnie
  • Sop....
  • Nie, zaczekaj. Pozwól mi dokończyć. Gdybym się nie zgodziła mogłoby się coś stać, Danielle, tobie, a nawet Ikerowi. Nie chcę byś cierpiał z mojego powodu, przez taką bzdurę nie ułożysz sobie życia. - mówiłam przez łzy - Sergio, nie chcę tego, ale muszę, proszę zrozum – powiedziałam szeptem – proszę.
  • Chodź do mnie – przyciągnął mnie do siebie, wtulona w jego ramiona płakałam jak małe dziecko, nie wyobrażałam sobie tego ślubu, nie z nim, nie tak. Powieki miałam co raz cięższe. Marzył mi się ślub, w małym zabytkowym kościółku, z dala od miasta, najbliżsi przyjaciele i rodzina, przede mną idzie mała dziewczynka sypiąca płatki kwiatów, prowadzona przez ojca w stronę ukochanego, który czeka przy ołtarzu z uśmiechem na twarzy, który tak jak ja nie może się doczekać by powiedzieć sakramentalne 'tak', Rockersi pokazują kciuk w górę, co oznacza, że jest wszystko w porządku, mój przyszły mąż szepcze mi na ucho, że pięknie wyglądam, przez całą ceremonie trzyma mnie za rękę, po przysiędze zakłada mi na palec obrączkę z jego inicjałami S.R., po czym delikatnie całuje. Wychodzimy z kościoła, goście weselni obsypują nas ryżem, delikatnie całuje policzek męża, goście domagają się więcej, mąż zresztą też. W sali gdzie odbędzie się wesele, ktoś z zespołu przedstawia nas jako państwo Garcia. Pierwszy taniec z pewnością przy piosence, która prześladuje mnie odkąd poznałam mojego męża. Teraz już wie, że go kocham, miłość jest wokół nas, widać i czuć ją wszędzie. W czasie tańca wyznaję ukochanemu, że spodzie...
  • Śophie – ktoś mną potrząsnął – Śophie wśtawaj!
  • Nie, nie żartuję, naprawdę jeste.... – mruknęłam cicho, lekko otwierając oczy
  • Wuuuuuuujeeeeek!!! - rozbudził mnie krzyk, po którym spadłam z kanapy
  • Co się stało? -wpadł Sergio zdyszany do salonu
  • Śophie się obudziła. - wyjaśniła mała wskazując na mnie gdy siedziałam na podłodze drapiąc się po głowie.
  • Dan idź do kuchni, zrobiłem ci śniadanie. - po czym mała w podskokach opuściła salon – chodź bohaterko – zwrócił się do mnie i pomógł mi wstać, dopiero teraz zauważyłam, że nie miał na sobie koszulki, wyglądał cholernie seksownie, spojrzałam na niego przygryzając dolną wargę, patrzył na mnie przymrużonymi oczami pełnymi pożądania. W kuchni Daniella oglądała bajki na komputerze jedząc śniadanie, my zostaliśmy sami w salonie, miałam przyśpieszony oddech, tak samo jak Hiszpan. Położyłam rękę na klatce obrońcy w miejscu gdzie bije jego serce. Dłoń przesunęłam ku górze zatrzymując ją na szyi, przyciągnęłam go do siebie zatapiając się w gorących ustach stopera, smakował jak soczyste i słodkie truskawki, smakowałam ich co raz zachłanniej. Całował z pasją, pożądaniem, delikatnie uniósł mnie za pośladki, kładąc na kanapie, dłońmi błądziłam po umięśnionych plecach, ramionach.
  • Wuuujeeeek! - oderwaliśmy się od siebie momentalnie – Cio lobicie? - zapytała podchodząc bliżej
  • to chyba brew - wyjaśnił
  • jak już to rzęsa. - poprawiłam piłkarza
  • Sophie wpadło coś do oka. - odpowiedział dziewczynce
  • chiba ktoś – zaśmiała się, Sergio wstał ze mnie, nic nie odpowiadając
  • Chodź Dan dokończymy śniadanie – wzięłam dziewczynkę za rękę i zaprowadziłam do kuchni. Zostawiając piłkarza w salonie.
  • Śophie?
  • Tak słonko?
  • Kochaś wujka? - zapytała, a mnie zatkało.
  • O zobacz, Kaczor Donald – wskazałam na monitor komputera – obejrzymy?
  • Tjaaak! Kacorek! - ucieszyła się
  • Raczej nie pooglądacie Kacorka. - wyjaśnił już ubrany piłkarz
  • Dlacego? - zapytała
  • Jedziemy, mama po ciebie przyjechała, a ja za dwie godziny mam trening, poza tym Sophie powinna odpocząć, miała noc pełną przygód.
  • Co lobiłaś? - zapytała
  • No wiesz... - zaczęłam niepewnie
  • Sophie bawiła się w super bohaterkę – odparł stając za mną
  • jak Śupelmen?
  • Tak, coś w tym rodzaju – odparł – ale zdecydowanie seksowniejszy bohater – wymruczał mi na ucho.
  • Co powiedziałeś Danielli?
  • W sensie?
  • Jak znalazła się w Madrycie.
  • Uwierzyła w teleportacje. - zaśmiał się
  • Sergio, ja... - zaczęłam
  • co się stało?
  • Ja...ja...ja nie powiedziałam ci czegoś wa....
  • Jeeeeeśteeeem!! - przerwała siostrzenica piłkarza
  • chciałaś coś powiedzieć – zauważył
  • tak, pozdrów siostrę i Ikera. - odparłam posyłając mu uśmiech.
  • Dobrze. - zaśmiał się – do zobaczenia
  • Ćeść Śophie!
  • Cześć. - pożegnałam piłkarza i jego siostrzenice. Zamknęłam za nimi drzwi i rozpłakałam się, dlaczego nie potrafię mu powiedzieć? Bo go kocham? Bo robię to dla jego dobra? Bo nie miałam innego wyjścia? Jak mu to powiem? „No cześć Sergio, słuchaj biorę ślub! Haha z Jurim. Przyjdziesz? Wiesz, jak chcesz możesz być świadkiem” moje życie nie ma sensu. Bez Sergio nie ma sensu. Od czasu kiedy go poznałam, moje życie zmieniło się diametralnie. Każdego dnia się uśmiecham, mimo że żadne z nas nie wyznało sobie miłości, jest cudownie. Uśmiechnęłam się przez łzy na wspomnienie o piłkarzu. Poszłam na górę, by chwile się zdrzemnąć. Gdy się obudziłam była 11. Postanowiłam odwiedzić Sergio na Bernabeu, bo powiedział że dziś tam odbędą trening, a nie w Valdebebas, poszłam do łazienki, odświeżyłam się, przebrałam, spięłam włosy i wyszłam z domu. Była piękna pogoda, więc postanowiłam się przejść. Na Bernabeu dotarłam po godzinie. Na parkingu nie było za dużo samochodów, pewnie trening się już skończył i większość pojechała do domów, z tego co wiem, Sergio i kilku innych piłkarzy zostają po treningach by doszkalać karne i poćwiczyć na siłowni. Skoro ćwiczą karne, to Iker pewnie 'broni'. Minęło może z pięć minut, na parkingu pojawił się Karim z..... jak się domyślam piłkarzem. Podeszli do mnie.
  • Co tu robisz? - zapytał napastnik
  • Robię za ruchomą rzeźbę, która na dodatek gada, nie widać?
  • Faktycznie masz poczucie humoru. - zaśmiał się drugi
  • Udam, że tego nie słyszałem. - odparł Francuz
  • nie chcę być nie miła, ale skoro nie chcesz nas sobie przedstawić to sama to zrobię, jestem Sophie. - podałam dłoń kompanowi Francuza
  • Mesut – oparł odwzajemniając uścisk.
  • Czyli już się poznaliście. Wnioskuje, że do mnie nie przyszłaś.
  • Nie, do Sergio, synku.
  • O co ci chodzi? - zapytał zdziwiony
  • Że do Sergio przyszłam, a nie do ciebie? - zapytałam równie zdziwiona co Francuz
  • Nie, chodziło mi o synka. - wyjaśnił
  • Czyli nie pamiętasz, jak rozmawiałeś ze mną o 4.30?
  • to byłaś ty? - zapytali piłkarze jednocześnie
  • No ja. Candice zrobiła ci śniadanie? - zaśmiałam się
  • Zagroziła, że wyrzuci mnie z sypialni, bo powiedziała że gadam z mamą przez sen i wyznaje miłość Ramosowi, teraz będę musiał spać sam. - odparł – Candice! - krzyknął łapiąc się za głowę – miałem po nią pojechać godzinę temu do hotelu. Cholera. - zaklnął – O. Cześć kochanie. - odwróciłam się, w naszą stronę podążała blondynka ubrana w czarne dopasowane spodnie, białą zwiewną koszulę, marynarkę i szpilki w kolorze spodni, na przedramieniu miała dużą torebkę, w drugiej ręce trzymała skórzaną teczkę.
  • Cześć wam. - przywitała się – nie mną się nie przejmuj – zwróciła się do chłopaka
  • Candice – zwróciłam się do blondynki – to ja dzwoniłam do Karima w pewnej sprawie. Kiedyś o tym rozmawiałyśmy.
  • Nie wiedziałam, że jesteś jego mamą - zaśmiała się - Chodzi ci o urodziny? -zapytała, na co przytaknęłam - podjedziemy jeszcze zrobić zakupy. - zwróciła się do chłopaka
  • A będę mógł spać w sypialni? - zapytał z cwaniackim uśmiechem chowając swoją torbę i teczkę dziewczyny do bagażnika.
  • Nie wiem zastanowię się.
  • Ale Cand.....
  • Jak mi zrobisz masaż, to będziesz mógł.
  • Zrobię! - powiedział szczęśliwy
  • Więc wsiadaj do samochodu.
  • Już. Na razie – mruknął
  • To my jedziemy, do zobaczenia. - pożegnała nas wsiadając do samochodu.
  • Zostaliśmy sami – powiedział Niemiec.
  • No właśnie. A Sergio i Iker jeszcze ćwiczą?
  • Nie, już dawno pojechali. Iker pojechał jakieś pół godziny temu, a Sergio od razu po treningu wybiegł jak oparzony. Został tylko Cris. Ale on już też idzie – wskazał na postać wychodzącą z budynku.
  • Jeszcze nie pojechałeś? - zapytał Niemca
  • Jak widzisz, nie.
  • Gdybym ja miał takie towarzystwo też bym nie jechał. - odparł patrząc na mnie
  • Jeśli będziesz chodził z wypiętym tyłkiem, może zaczniesz takie towarzystwo mieć.
  • Sophie? - zapytał
  • Tak. - odparłam
  • To wy się znacie? - zdziwił się pomocnik
  • Mieliśmy okazje rozmawiać – wyjaśniłam zgodnie z prawdą
  • Tak, Sophie lubi dzwonić przed piątą do nieznajomych. - zaśmiał się – a teraz przepraszam was, ale moja mama przyjechała i dzwoniła już pięć razy pytając ile zjem zupy. - pobiegł do auta - Cześć. - rzucił przez otwarte okno odjeżdżając.
  • Skoro, ich nie zastałam to będę wracać. Miło było cię poznać.
  • Czekaj, odwiozę cię. - zaproponował
  • Byłabym wdzięczna.
  • Wjedziemy jeszcze do Starbucks po kawę, bo ktoś mnie obudził po czwartej.
  • Nie wiem o czym mówisz, ale zapraszam cię na kawę. - zaśmiałam się
  • Skoro nalegasz. - był tak uprzejmy, że otworzył mi drzwi pasażera, mimo że Mesut nie zna za dobrze hiszpańskiego, dogadaliśmy się po angielsku. Przy okazji pomocnik uczył się mojego narodowego języka, a ja zapoznałam się z niemieckim, którego wprost nienawidziłam w szkole średniej. Zamówiłam nam po Frappuccino. Trochę się posprzeczaliśmy kto zapłaci, w końcu Mesut zakupił nam po gigantycznym ciachu. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, po jakimś czasie odwiózł mnie do domu. Weszłam do mieszkania, nie zdążyłam wejść na górę, a zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. U progu powitał mnie uśmiechnięty Sergio.
  • Cześć piękna – powitał mnie czułym pocałunkiem.
  • Cześć. - odparłam gdy był już w środku. - jak Daniella?
  • Jest już w domu. Dzięki tobie.
  • I Ikerowi. - dodałam.
  • Mam coś dla ciebie. - uśmiechnął się pokazując rządek równych, białych zębów – musisz zamknąć oczy, ja zaraz wracam.
  • Gdzie idziesz? - zapytałam
  • Po prostu zamknij oczy.
  • No dobrze. - powiedziałam niepewnie, usłyszałam jak wychodzi z domu, chwile później był już z powrotem.
  • Już jestem. - zakomunikował
  • Mogę już otworzyć oczy? - zapytałam, gdy poczułam jak kładzie mi na kolanach coś ciężkiego.
  • Tak. - ujrzałam duże pudełko z dziurkami, przewiązany czerwoną wstążką.
  • Co to? - zapytałam
  • zobacz. - uśmiechnął się czarująco, rozwiązałam czerwoną kokardę, zdjęłam wieko, moim oczom ukazała się mała biszkoptowa kulka. - to labrador. - oznajmił piłkarz.
  • Jest śliczny. - powiedziałam ściszonym głosem, gdy maluch został wyciągnięty z pudełka i smacznie spał na moich kolanach. Po chwili się obudził i zaszczekał. Chwilę później wesoło biegał wokół stołu.
  • ADHD ma po tobie?
  • Zauważyłaś? - zapytał ze śmiechem.
  • Nie dało się ukryć.
  • Jak go nazwiesz? - zapytał zerkając na psa, który przyglądał się swojemu odbiciu w szybie.
  • Nie wiem. Masz jakieś propozycje?
  • Na moją cześć?
  • Sergio II? - zaśmiałam się
  • to głupi pomysł. To może Dos, albo Pastel (po hiszpańsku – ciastko)
  • Ciacho? Fajnie, ale z drugiej strony, jak będę bawić się z nim w parku i go zawołam, jakiś facet pomyśli, że za nim wołam. Chociaż ma to jakieś plusy.
  • Co masz na myśli?
  • No wiesz. Poznam jakiś przystojniaków.
  • A jak trafisz na jakiegoś niskiego, pryszczatego, rudego, z krzywymi zębami okularnika? - zapytał oburzony.
  • Pójdziemy do dermatologa, fryzjera, ortodonty i okulisty.
  • Po co? - zapytał
  • wyleczymy trądzik, przefarbujemy mu włosy i fajnie wymodelujemy, na zęby założymy aparat i możemy wybrać albo fajne okulary, albo soczewki.
  • Ale nadal będzie niski. - zauważył
  • będę chodzić cały czas w płaskich butach. Zresztą co ci zależy jaki kolor włosów będzie miał? Najważniejsze, żeby o mnie dbał, będzie przyjacielski i dobrym kompanem do rozmów. A przystojny może być przy okazji.
  • Wymieniłaś prawie wszystkie moje cechy! - zawołał wstając z kanapy
  • Co masz na myśli?
  • Jestem pomocny, przyjacielski, jestem dobrym kompanem do rozmów, dbam o ciebie, utalentowany, zabójczo przystojny, seksowny, dobrze zbudowany.
  • Uważasz, że jesteś dobrze zbudowany i zabójczo przystojny? - zapytałam
  • No tak, sama zobacz – odparł i napiął mięśnie ramion, ukazując idealnie wyrzeźbione bicepsy i tricepsy – a na dodatek nie będziesz musiała iść ze mną do fryzjera, bo....
  • bo gdyby nie zakład nadal byś latał w długich włosach.
  • Ale...
  • dobrze Sergio, widzę że jesteś idealny. - powiedziałam zgodnie z prawdą
  • możesz to powtórzyć? - zapytał
  • dobrze Sergio?
  • Nie, tą dalszą część.
  • Jesteś idealny?
  • Tak. - mruknął
  • Jesteś idealny Sergio Ramosie Garcia. No dobrze panie idealny, to co z imieniem dla psa?
  • Psa zapytajmy. Pastel – pies nie zareagował – Dos – na co szczeknął i śmiesznie pomachał ogonem.
  • czyli zostaje Dos. - podsumowałam
  • Będę się musiał zbierać. - rzekł podnosząc się z kanapy
  • Koniecznie? - zapytałam
  • Tak. Jutro gramy mecz, za godzinę muszę być na stadionie. Mam nadzieje, że przyjdziesz na mecz.
  • Z przyjemnością przyjdę wam pokibicować. - odpowiedziałam
  • Wspaniale – mruknął w me usta, na których złożył pocałunek. Wspaniale to on całuje. Oddałam pocałunek. Chwilę później zostałam sama. Spojrzałam na zegarek 18. właśnie zaczął się jedyny serial jaki oglądam, lubię wszystkie kryminalne seriale i filmy. Trzymają w napięciu. Rozsiadłam się na kanapie, po chwili dołączył do mnie Dos. Nie dane mi było długo oglądać, bo zadzwonił telefon. Nie znałam numeru, mimo to odebrałam.
  • Słucham? - zapytałam
  • Cześć, tu Candice. Związku z tym, że nasi Los Blancos mają dziś zgrupowanie, my robimy swoje WAG-sowe. - oświadczyła – mam nadzieje, że wpadniesz. Przyjdą dziewczyny, napijemy się wina i obgadamy chłopaków.
  • Pewnie, gdzie impreza?
  • U mnie i Karima.
  • O której mam być.
  • O której chcesz. Dziewczyny będą o 8, ale możesz przyjechać szybciej.
  • To niedługo będę.
  • Do zobaczenia. - wysłała mi jeszcze adres sms-em, poszłam się przebrać, lekko podmalowałam, podjechałam pod piękny dom. Wyszła z niego blodynka.
  • Cześć. Otworzę ci bramę, wprowadzisz auto.
  • No, ok. - zaparkowałam na podjeździe, obok Mercedesa. - czyj to samochód? Zapytałam gdy wysiadłam ze swojego.
  • Karim mi kupił jako zaległy prezent urodzinowy z trzech ostatnich lat.
  • Ma gest. - podsumowałam – cześć – przywitałam się, pocałunkiem w policzek
  • Jemu brak piątej klepki.
  • Jest zakochany. Proszę – podałam jej butelkę różowego wina
  • Nie musiałaś, dziękuje, będzie więcej do wypicia. - zaśmiała się – Boston! - zawołała, po chwili przed drzwiami pojawił się pies – przywitaj się z Sophie – na co zaszczekał i podał łapkę.
  • Jak tu ładnie. - pochwaliłam wnętrze
  • Teraz tak. - zaśmiała się
  • Co masz na myśli? - zapytałam unosząc jedną brew
  • Mieliśmy generalny remont całego domu. Wszystkie ściany były albo białe albo szare, mebli to prawie nie było. W salonie była tylko kanapa, ogromny telewizor, stolik i Xbox. Przez przeszło dwa tygodnie mieszkaliśmy w mieszkaniu mojego przyjaciela.
  • Karim miał karę czy rywala? Fajnie, ty i dwóch facetów.
  • Nie, Ash mieszka w Stanach. W gruncie rzeczy miał rywala. Boston to samiec. - zaśmiała się – w salonie była jeszcze dziura w ścianie, którą zakrył plakatem Vanilla Ice.
  • Czyim? - zdziwiłam się
  • Ice, ice baby – zanuciła
  • żartujesz?
  • Chciałabym. - poznałam żonę Xabiego – Michelle, żonę Marcelo – Clarisse, siostrę Crisa – Katie, a Sare już znałam.
  • Nie wiem jak wy z nimi wytrzymujecie – zaczęła Katia
  • Kwestia przyzwyczajenia – odparła Michelle, na co wszystkie wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.
  • Cristiano to mój brat i zawsze widzę go z piłką. Normalnie jakby mógł to by się z nią kąpać. Najlepsze są ich „męskie spotkania” gdzie tylko „Call of Duty” albo FIFA.
  • Karim tak zawzięcie grał w tenisa, że lampę stłukł.
  • Tak, nie mówiąc o wybitej szyby Marcelo.
  • Jak on to zrobił? - zapytałam zaciekawiona, w skrócie wyjaśniła jak Marcelo grał z synem i doszło do wypadku. Po północy zostałam z Candice tylko ja.
  • Chcesz jeszcze wina? - zapytała
  • Poproszę. - podała mi pełny kieliszek różowej cieczy. - mogę cię o coś zapytać?
  • Pewnie, pytaj.
  • Nawet jeśli tyczy się to ciebie i Karima? - zapytałam niepewnie
  • Nawet o mnie i Karima.
  • Zazdroszczę wam – powiedziałam
  • Czego? - zdziwiła się
  • No od zawsze razem, szczęśliwi, bez problemów. - wyjaśniłam
  • Tak od zawsze razem i szczęśliwi to nie byliśmy.
  • Jak to? - zapytałam
  • wróciliśmy do siebie na początku sierpnia.
  • Pokłóciliście się.
  • Małe nieporozumienie. - rozmawiałyśmy prawie do trzeciej. Ich historia była jak scenariusz historii miłosnej, na szczęście są razem, nie wyobrażam sobie ja i Sergio i takie przygody. Nawet nie potrafię mu powiedzieć, że go kocham....
    W tym samym czasie u Los Blancos
  • Mesut! Mesut! - krzyczał idąc korytarzem Gdzie ta menda się chowa!?
  • Co się tak drzesz? - zapytała bramkarz
  • Zejdź mi z drogi Iker, albo powiedz, gdzie jest!
  • Jest u Karima. - wyjaśnił spokojnie
  • Zabije go! Zabije!
  • Co się stało? - zapytał spokojnie bramkarz
  • Podrywa moją Sophie!

Dos

Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam!
Rozdział wyszedł mi fatalnie.
Zamiast pisać co raz lepiej, pisze co raz gorzej
Miałam inne plany co do rozdziału
akcje ze ślubem wplotę w 10 rozdziale,
w następnym dodam trochę akcji.
Trzymajcie się ciepło:*
 
 

Zagadka rozwiązana, Superman = Iker Casillas 
 
 

środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 7


Buchała ze mnie złość, frustracja, winiłam się. A jak mam się nie winić? To moja wina, tylko moja. Ostrzegał bym nie spotykała się z piłkarzem, nie posłuchałam go. Teraz cierpię ja, Sergio, jego rodzina. Nie mogę spojrzeć sobie w twarz, nie mogę spojrzeć na Sergio, wyrządziłam mu krzywdę, wielką krzywdę. Stoi za mną, nie mogę się odwrócić, czuję jak jestem sparaliżowana, nie słyszę nic, prócz pulsującego tętna.

  • Sophie – mruknął cicho – Sophie, proszę
  • Nic jej nie jest. - mruknęłam zachrypnięta
  • Spójrz na mnie – zlekceważyłam jego polecenie
  • Nic jej nie jest – powtórzyłam
  • Sophie proszę. Popatrz na mnie. - powoli odwróciłam się w stronę piłkarza – to nie twoja wina.
  • Przytul mnie, proszę – powiedziałam szeptem, zatopiłam się w ramionach obrońcy. Tuliłam się do jego gorącego ciała. - zaczekaj tu.
  • Gdzie idziesz? - zapytał
  • Po Daniellę – wyjaśniłam
  • Ale jak?
  • Zostań tu, pojadę po nią.
  • Skąd wiesz, że jest z nim.
  • Może jest psycholem, ale....
  • ale co?
  • Zaufaj mi. - mruknęłam
  • Sophie, on jest...
  • wiem, wiem, wiem. Jest nieobliczalny, ale nie głupi.
  • Skoro tak uważasz. Jadę z tobą. - oznajmił
  • Nie. - powiedziałam stanowczo
  • Jak to nie? Jadę i koniec.
  • Nie, nie jedziesz. Pogorszysz sprawę.
  • Pogorszyć to mogę wyraz jego twarzy. Tylko go dorwę.
  • Właśnie dlatego nie jedziesz.
  • Nie poradzisz sobie sama. Muszę być przy tobie i cię obronić.
  • Nie Sergio, siłą nic nie wskórasz. Dam sobie radę.
  • Skoro uważasz, że tak będzie lepiej.
  • Ja to wiem.
  • Dobrze. Jedź. Poczekam tutaj – wskazał na kanapę
  • Ufasz mi? - milczał – Sergio?
  • Ufam.
  • To jadę. - mruknęłam i zamknęłam drzwi. Wsiadłam do samochodu, policzyłam do dziesięciu, odpaliłam silnik i udałam się w stronę stadionu. Wycisnęłam z silnika, ile się tylko dało. Nie interesował mnie jak szybko jadę, ile mandatów zgarnę, miałam to gdzieś. Wjechałam na parking, znajdował się tam tylko jeden samochód, terenowy Jeep, wszędzie rozpoznam ten samochód, wiśniowa terenówka z rosyjską flagą. Wysiadłam z samochodu.
  • Gdzie jest Daniella? - syknęłam w stronę byłego chłopaka.
  • Śpi w samochodzie.
  • Chcę ją zobaczyć.
  • Może zapytasz czego ja chcę?
  • Po co? Skoro otrzymam tą samą odpowiedź?
  • Tą samą? - zdziwił się
  • Tak, bo co innego możesz wymyślić?
  • Mogę cię zaskoczyć.
  • Wątpię. - syknęłam
  • Jeszcze się przekonasz – mruknął i zaczął kierować się w moją stronę, wystraszyłam się, ale nie dałam po sobie poznać, uczucia jakie wywołał. - Sophie Pop... - nie skończył, gdyż na parking z piskiem opon wjechał czarny samochód. W tym momencie byłam już przerażona. Kierowca wysiadł kierując się w moją stronę, wydawało mi się, że znam osobnika. Kiedy podszedł bliżej, ukazała mi się sylwetka piłkarza.
  • Iker. - mruknęłam cicho, kamień spadł mi z serca. Czułam się bezpieczniej wiedząc, że mam przy sobie przyjaciela.
  • Sophie, co się stało?
  • Mam coś co należy do, jak mu tam? Do Sergio – wtrącił się Rosjanin
  • Ciebie nie pytałem. - odpowiedział bramkarz
  • Porwał Danielle – wyjaśniłam - i trzyma ją w tym samochodzie. - wskazałam na wiśniową terenówkę.
  • Niemożliwe, musiałby przewieźć ją samolotem z Sewilli.
  • Masz racje. - powiedział Jurij
  • Gdzie jest Daniella? - zapytałam wściekła
  • Już ci mówiłem, w samochodzie. - odpowiedział spokojnie
  • Nie rób ze mnie idiotki. W jakim samochodzie?
  • W tym. - wskazał na samochód za sobą
  • Ale to.... - mruknęłam cicho
  • Możliwe, godzina lotu. Prywatny samolot, bez kontroli – wymieniał – tak to jest gdy nie zamyka się okien w pokoju dziecka. Dodam jeszcze....
  • zamknij się! - krzyknęłam
  • ...że w pokoju naszych dzieci....
  • mówiłam, żebyś się zamknął!
  • ...okna będą pozamykane. - dokończył
  • Jesteś obrzydliwy – skwitowałam
  • a ty piękna – podsumował.
  • Iker, ja mu zaraz zrobię krzywdę – powiedziałam poddenerwowana
  • nie będę cię powstrzymywał. - mruknął bramkarz – ale ty rusz się z miejsca, to osobiście rozwalę ci gębę. - bramkarz ruszył w stronę Rosjanina.
  • Iker nie! - nie zareagował – Iker!
  • Załatwimy to raz, a dobrze.
  • Nie! - krzyknęłam na tyle głośno, że echo rozniosło się po parkingu.
  • No właśnie Iker, nie słyszałeś? Zostaw mnie. - przedrzeźniał mnie Jurij.
  • A ty się zamknij. - syknęłam w jego stronę
  • Sophie, wiem co robię. - powiedział ciszej.
  • Ja też. Iker, proszę. Zaufaj mi.
  • O czym rozmawiacie? - zapytał zaciekawiony
  • Jurij, proszę 5 minut. - powiedziałam
  • Czekałem całą wieczność, poczekam 5 minut. - podsumował.
  • Iker, nie znasz go tak dobrze jak ja, on jest nieobliczalny, cholera wie co tym razem wymyślił.
  • Dobrze. Rób jak uważasz, ale pamiętaj, jak tylko coś zrobi, rozwalę mu szczękę.
  • Dobrze, ale nie rób głupot.
  • No nie wiem.
  • Iker.
  • Dobra. Jestem za tobą. - odpowiedział i cofnął się krok w tył.
  • Jurij – zwróciłam się do Rosjanina
  • Tak Kicia?
  • Nie mów do mnie kicia. - syknęłam przez zęby
  • Dobrze, ko...
  • Ani kotku, koteczku, kochanie, maleńka, skarbie, misiu, perełko, słoneczko
  • Kró...
  • królewno też nie.
  • W takim razie, tak Sophie?
  • Chcę zobaczyć, Daniellę.
  • No nie wiem.
  • Proszę. - prawie wyszeptałam
  • Chodź – wyciągnął dłoń w moją stronę.
  • Trzymaj ręce w górze. - nakazałam
  • Dla ciebie wszystko. - tak też zrobił, podeszłam bliżej do samochodu, zajrzałam przez okno, w środku spała mała dziewczynka, odetchnęłam z ulgą. Chciałam otworzyć drzwi i wyjąć małą, ale Rosjanin zamknął drzwi pilotem.
  • Otwieraj – syknęłam w jego stronę.
  • Nie ma nic za darmo.
  • Otwórz drzwi. - powtórzyłam
  • oko za oko, ząb za ząb, towar za towar.
  • Co masz na myśli?
  • Oddam wam dziecko, w zamian za coś innego. - zaśmiał się Jurij
  • W zamian za co? - dołączył do rozmowy bramkarz
  • Jak to co? - zapytał Rosjanin
  • Czego chcesz? - zapytał Iker
  • Raczej kogo – poprawił bramkarza
  • Więc kogo chcesz? - zapytał ponownie
  • Mnie – powiedziałam
  • Co? - zdziwił się Hiszpan
  • On chce mnie – powtórzyłam – rozumiesz Iker! Za małą Dan, chce mnie.
  • Zawsze wiedziałem, że jesteś mądrą dziewczynką
  • Umówisz się z nim?! -zapytał bramkarz
  • Coś mi się wydaje, że nie chodzi tu o jedno spotkanie. - powiedziałam
  • Masz racje, co mi po jednym spotkaniu, chcę cię mieć tylko dla siebie.
  • A-a-ale....
  • Dostaniecie dziecko z powrotem , pod warunkiem, że ja dostanę Sophie. - powiedział spokojnie
  • Dobra, zgadzam się. - powiedziałam
  • CO?! Sophie! Czy ty oszalałaś!! Nie! Nie ma takiej opcji!
  • Iker proszę cię! Jedno góra dwa spotkania! - podniosłam głos
  • Nie powiedziałem o spotkaniu. - wtrącił Rosjanin
  • Przepraszam, randki – poprawiłam się
  • Nie mówiłem, też nic o randce.
  • To czego chcesz? - zapytałam
  • Ciebie. - wyjaśnił
  • Możesz jaśniej? - zapytałam, lecz ten milczał jak zaklęty
  • Gadaj! - krzyknął poddenerwowany bramkarz
  • Wyjdziesz za mnie. - oznajmił
  • CO?! - zapytałam jednocześnie z piłkarzem
  • Zostaniesz moją żoną. - wyjaśnił spokojnie
  • Po moim trupie. - oznajmił bramkarz

  • Jak sobie życzysz. - odpowiedział Rosjanin i wyciągnął pistolet celując wprost w Ikera
  • Nie! - krzyknęłam – zastaw go!
  • Zostawię, jeśli zostaniesz moją żoną. - powiedział nie patrząc na mnie
  • Nie zgadzaj się – dodał bramkarz
  • Jeśli nie chcesz by twój przyjaciel był martwy, radzę, zgódź się.
  • Nie Sophie. Nie rób tego.
  • Zostań moją żoną, to wypuszczę go – wskazał na Ikera – i małą
  • Zgadzam się. - powiedziałam cicho
  • co powiedziałaś? - zapytał Jurij
  • Zostanę twoją żoną, ale najpierw wypuść Daniellę i Ikera. - odstawił pistolet od głowy Ikera, otworzył pilotem samochód, bramkarz wyjął z niego małą dziewczynkę.
  • Iker – zwrócił się do bramkarza – mam nadzieję, że będziesz gościem na naszej uroczystości. - zaśmiał się - Kicia, ślub za dwa tygodnie!
  • Jak to za dwa? - zapytałam oniemiała
  • Za mało czasu? Myślę, że akurat wybierzesz suknię ślubną, a teraz żegnam trzeba zacząć załatwiać niezbędne rzeczy na nasz ślub. Chyba z salą nie będzie problemu, co? Tak samo jak z menu. Sergio z pewnością pomoże. Ciao bella. - posłał mi pocałunek, wsiadł do Jeepa i odjechał.
  • Oszalałaś! - krzyknął do mnie bramkarz.
  • Iker ciszej, obudzisz Daniellę. - pouczyłam go
  • uważam, że to nienormalne.
  • Chciałeś być już martwy? - zapytałam
  • nie zrobiłby tego. - mruknął wkładając dziewczynkę do swojego samochodu.
  • Zdziwiłbyś się, kiedy nie chciałam się z nim przespać, przystawił mi nóż do gardła, nie wspominając, że chciał zgwałcić.
  • Wiem o tym. - powiedział.
  • Skąd wiesz? - zapytałam wściekle, bramkarz milczał – Iker.
  • Nie powiem.
  • Mów! - nakazałam
  • Nie.
  • Kurwa mów! - lecz ten milczał – Ramos. - dostałam olśnienia
  • Ty to powiedziałaś.
  • On ci to powiedział?
  • Sophie, on martwi się o ciebie. - próbował mnie uspokoić
  • Tak czy nie?
  • Chce byś była bezpieczna.
  • Mam to w dupie! Zawiodłam się na nim. Jaką ja jestem idiotką! Ja go kocham, a on, a on, a... - zacięłam się - czy ja właśnie powiedziałam, że kocham Sergio?
  • Tak i powiem ci, że ze wzajemnością.
  • Co? - zapytałam
  • nie widzisz tego? - zaśmiał się
  • Nie i nie chcę widzieć, słyszeć i cokolwiek jeszcze.
  • Ale Sophie....
  • nie Iker, jakby mnie kochał to nie gadałby na lewo i prawo. Co ci jeszcze powiedział? - zapytałam oschle
  • Sophie, proszę. On cię kocha, nie tylko ja to widzę. Zapytaj chociażby Mesuta, Karima czy Xabiego, nawet Cris powie, że nasz Wilk się zakochał.
  • Dzwoń.
  • Co? - zdziwił się
  • Dzwoń pierw do Mesuta. - oświadczyłam
  • Sophie jest – spojrzał na zegarek – 4.30
  • To co? Raczej już nie śpi. Proszę dzwoń.
  • No dobrze. - powiedział, wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer Niemca.
  • Cześć Mesut - powitałam pomocnika
  • Iker? - mruknął niewyraźnie.
  • Nie.
  • Sara?
  • Też nie. Jestem Sophie.
  • Aaaa... to w tobie kocha się Ramos – powiedział. Iker miał racje
  • Śpij dobrze – pożegnałam Niemca
  • Yhmm....
  • I co? - zapytał
  • teraz Xabi. - oświadczyłam, po kilku sygnałach usłyszałam
  • Iker, nie mogę teraz rozmawiać.
  • To ja Sophie.
  • Sophie? Witaj słońce. Dla ciebie znajdę chwilę
  • mam nietypowe pytanie.
  • Pamiętaj, że mam żonę.
  • Nie, nie o to chodzi.
  • W takim razie słucham
  • Czy Sergio...
  • Kocha cię, gdy tylko ktoś powie coś o truskawkach, Ramos jest w niebie i mruczy twoje imię. - zaśmiał się
  • Dzięki, a co się stało?
  • Nic specjalnego, tylko Michelle, zrobiła wczoraj jakiś gulasz i nikt go prócz psa nie chciał jeść, a teraz całą noc latam z psem na podwórko.
  • Biedny pies.
  • Chyba biedny Xabi.
  • Też. Dzięki i powodzenia.
  • Przyda się. Cześć
  • Pa. - rozłączyłam się, zadowolona z uzyskanego rezultatu.
  • 2:0 dla Ramosa. - powiedziałam i wybrałam numer Francuza
  • Mama? - usłyszałam zaspany głos
  • nie.
  • Mamo, na prawdę Candy zrobi mi śniadanie, nie martw się nie będę głodny.
  • Czy Sergio kocha Sophie? - zapytałam
  • Kocham cię mamo, Candy też.
  • Ramos. - powtórzyłam
  • jego nie kocham.
  • A Sophie? - zapytałam
  • Ładna, ale ja mam Candy. Wilk się w niej zakochał, widać z końca boiska
  • Czy ty mówisz przez sen?
  • Nie wiem.
  • Dobranoc Karim.
  • Dobranoc mamo.- rozłączyłam się uśmiechnięta
  • 3:0? - zapytał bramkarz
  • Tak, ale chcę mieć pewność.
  • Kobieto Ramos strzelił pierwszego hattricka w życiu, daj ludziom spać.
  • Jeszcze tylko Ronaldo – powiedziałam błagalnym tonem
  • To dzwoń.
  • Co jest Iker?
  • Jestem Sophie. - powiedziałam
  • Cześć Sophie, coś się stało?
  • Właściwie to nie, ale chodzi o Sergio.
  • Co zrobił?
  • Nic. Tylko...
  • nikogo nie ma. Jeśli mówi cały czas o Danielli, to chodzi mu o chrześnice, bo raczej kto normalny bawi się z dziewczyną lalkami czy kucykami. Nam ględzi jeszcze o tobie. A jak ktoś wspomni coś o biegach, truskawkach czy słoneczniku, to będzie gadał tak długo, aż mu trener nie każe się zamknąć. Czasem mu zazdroszczę, chcesz znaleźć tą jedyną a okazuje się, że te wszystkie laski, które są z tobą to użyją cię jako drabinę do sukcesu.
  • W końcu trafisz na odpowiednią
  • Tak sądzisz?
  • Pewnie.
  • Może masz rację, skoro Amor trafił w tyłek Ramosa
  • to może i w twój trafi.
  • Będę chodził z wypiętym.
  • Może trafi. To ci już nie przeszkadzam.
  • Nie ma sprawy. Sophie?
  • Tak?
  • Ta rozmowa zostaje między nami?
  • Jeśli chcesz.
  • Byłbym wdzięczny.
  • Nie ma sprawy, dzięki.
  • No, no. Ciao.
  • Już masz pewność? - zapytał bramkarz.
  • Tak, tylko proszę cię nie mów mu.
  • Spokojnie, niczego się nie dowie. Mesut przez sen nie kontaktuje, rano jak się obudzi, nie będzie nic pamiętał. Karim będzie siedział cicho, bo zapewne Candice mu wykład zrobi, albo on też nic nie będzie pamiętać. Xabi jak studnia, nic nikomu nie powie. A Cristiano, może wydaje się chamski, ale w gruncie rzeczy można na nim polegać.
  • Nie o to mi chodzi. - mruknęłam cicho
  • w takim razie o co?
  • Dasz mi Daniellę – próbowałam zmienić temat
  • Sophie, o co chodzi? - zapytał ponownie, wkładając dziewczynkę do mojego samochodu.
  • Dziękuję, że tu byłeś razem ze mną, tylko jak się tu znalazłeś?
  • Odwiozłem Sarę na lotnisko, wracałem do domu, gdy zauważyłem jak wyjeżdżasz z zakrętu z dużą prędkością, pomyślałem, że coś się stało, to pojechałem za tobą, widać dobrze zrobiłem. Ale ni o to ci chodziło.
  • Po prostu, proszę cię Iker, nie mów mu.
  • Ale o czym?
  • O ślubie.
  • Sophie, to jest nie poważne.
  • Proszę.
  • Dobrze nie powiem. Ale obiecaj...
  • sama to zrobię... - odpowiedziałam, wsiadłam do auta i odjechałam, zostawiając bramkarza na parkingu.
 
 
 
 
Rozdział przebiegł głównie na parkingu, chciałam byście wczuły się w sytuacje
przybliżyłam Wam również Juriego, oraz że na prawdziwych przyjacół można zawsze liczyć.
Teraz ruszam z 'przygotowaniami ślubnymi', może nie w następnym rozdziale,
ale w '9' odwiedzimy kościół.
Mam nadzieje, że podobały wam się epizody Królewskich.
do następnego! czyli 30.01
 
a na poprawe humoru
OPA PEPE STYLE op...op..op...op,
 a raczej pe....pe...pe...pe
 




środa, 16 stycznia 2013

Rozdział 6


Goście zaczęli się schodzić, czekaliśmy tylko na jubilata. Wesele już się zaczęło. Sergio rozmawiał z Karimem, co chwile zerkając w moją stronę. Portier da znać jak tata przyjedzie, dobrze że znam numery rejestracyjne na pamięć. Jak mogłam się spodziewać, goście kombinowali gdzie się schować. Rockersi śpiewali próbne sto lat w wersji rockowej z tekstem rapowanym, w wersji bluesowej i disco-polo. Widząc minę moją, Sergio i Karima wybrali tą pierwszą.

  • Chcesz zobaczyć Młodą? - zapytała blondynka
  • Chcę – odezwał się napastnik
  • Nie ty. Sophie?
  • Ładna? - zapytali panowie chórem
  • Młody fajniejszy.
  • Czyli ładna - stwierdzili
  • Jak Młody fajny, to idę – wyjaśniłam
  • Czekajcie na nas – zawołali za nami piłkarze i Rockersi. W efekcie czego ekipą siedmioosobową poszliśmy zobaczyć parę Młodą. Pan Młody, faktycznie był fajniejszy od Młodej, przystojny, ale niski. Młoda miała chyba z dwa metry, ogromnego koka i kilometrowy welon. Była postawną osobą, w suknie ślubną chyba bym się tam z Candice zmieściła i miałybyśmy jeszcze miejsce. No chłopaki to na pewno by się zmieścili, pod nią.
  • Mówiłaś, że ładna będzie – oburzył się Francuz
  • Nic nie mówiłam, powiedziałam że Młody fajniejszy.
  • Matko co to była za sukienka? - zapytali panowie
  • Beza – wyjaśniłam
  • Chyba tort bezowy – zaśmiał się stoper – Bezilla – wszyscy ryknęli śmiechem
  • Cicho! - nakazała blondynka rozmawiając przez telefon – twój tata przyjechał, Jose powiedział, że trochę go przytrzyma.
  • Wszyscy na miejsca! - nakazałam – Ramos do mnie, wy się chować! Tata idzie!
  • Spokojnie, jestem przy tobie. - usłyszałam za uchem, odwróciłam się i posłałam mu uśmiech. Objął mnie ramieniem. Lecz kiedy wszedł mój tata, momentalnie je ściągnął. Chyba nas nie widział, bo poszedł do recepcji.
  • Sophie – szepnął.
  • Co?
  • Muszę do toalety.
  • Stój tu! - rozkazałam
  • nie, ja się posikam – mruknął i odszedł. Zostałam sama. Tato rozmawiał z Candice w recepcji. Wcześniej stał tam też Francuz, lecz też zniknął. Chyba to norma z facetami.
  •  
    W łazience
  • A tobie co? - zapytał napastnik
  • Nie wiem. - mruknął – chyba się wystraszyłem
  • Czego? - zdziwił się
  • Ojca Sophie. - wyjaśnił
  • Ramos zlituj się. Facet nie ma przy sobie siekiery, więc już jest ok. Jakby co możesz spieprzyć. Szybko biegasz to cię nie dogoni.
  • Nie rozumiesz. Boję się tego, że mu się nie spodobam. W sensie, że nie jestem odpowiedni dla Sophie. Stwierdzi, że...
  • Przestań. Mi ojciec Candy otworzył drzwi, zamknął i ponownie otworzył. Normalnie, bez stresu. Idź do niej. Będzie wam raźniej. - podsumował napastnik.
  • To idę – odparł Hiszpan. Wyminął napastnika, zatrzymał się i momentalnie odwrócił chcąc schować się i nie wychodzić, lecz drogę zastawił mu Francuz. - mam się udać tam – powiedział wskazując na drzwi za sobą
  • Absolutnie tak.

    W hallu recepcyjnym
  • Cześć tato – powiedziałam z delikatnym uśmiechem
  • Cześć. Pięknie wyglądasz córeczko
  • Dziękuje – odparłam, zauważyłam stopera wychodzącego z łazienki, dokładniej to Francuz go wypychał z niej. - wszystkiego najlepszego tatku.
  • Córcia – przytuliłam się do taty
  • Spełnienia marzeń. - podałam tacie prezent.
  • Kochanie, nie musiałaś. Dziękuje.
  • Kocham cię tato. - powiedziałam cicho
  • Ja ciebie też kocham córciu.
  • Otwórz. - powiedziałam
  • Teraz?
  • A kiedy za rok? - zaśmiałam się
  • mogę za rok.
  • No tato, chcę wiedzieć czy ci się spodoba.
  • Z pewnością się spodoba. - otworzył pakunek
  • z twoimi inicjałami – wyjaśniłam
  • A to co? - zapytał wyciągając ręcznie robioną kartkę mojego autorstwa. Tort i balony rysowane przez 21-latkę może być śmieszna, ale zawsze na urodziny dawałam tacie kartkę zrobioną przeze mnie. W środku dużymi różowymi literami napisałam
  • „Spełnienia Marzeń
    Najlepszemu Tacie na świecie
    Zdrowia szczęścia i słodyczy
    Sophie”
  •  
  • Piękne. - posłał mi uśmiech
  • Trochę stara jestem na takie kartki co? - odpowiedziałam zmieszana
  • Jaka stara? Czuję się młodszy gdy dostaję takie kartki od córki, wiem że włożyłaś w nią serce.
  • Cieszę się, że ci się podoba.
  • Wiesz co jest moim największym marzeniem?
  • Nie. - zmarszczyłam czoło
  • chcę byś była szczęśliwa – przytuliłam tatę
  • Tatku – zaczęłam poważnie - chcę ci kogoś przedstawić
  • Narzeczonego? - zapytał z powagą
  • Nie.
  • Narzeczoną? - zamurowało mnie – wiesz córciu, jeżeli będziesz z nią szczęśliwa, to ja nie mam nic przeciwko.
  • Ale, tato
  • chciałem poprowadzić cię do ołtarza, ty w białej sukni
  • ale, tato
  • zawsze możecie obie mieć białą suknię – w tym momencie, sama nie wiem czemu, wyobraziłam sobie Sergio w białej sukni ślubnej. Parsknęłam śmiechem – z czego się śmiejesz?
  • Chcę przedstawić ci, przyjaciela, który jest mi równie bliski.
  • Kobietę czy mężczyznę?
  • Mężczyznę. - przywołałam do siebie piłkarza – tato. Poznaj Sergio. Sergio to mój tata.
  • Dobry wieczór – przywitał się piłkarz
  • Witaj młodzieńcze – tata zlustrował Sergio od góry do dołu
  • Sergio Ramos Gracia, przyjaciel – podał rękę, którą uścisnął tata
  • Rodrigez Gerrera, ojciec – zaśmiał się widząc sparaliżowaną twarz stopera. Całej sytuacji przyglądała się Polsko-Francuska para, gdy spojrzeliśmy w ich stronę, udawali że przeglądają ulotki hotelowe, dziewczyna zawzięcie tłumaczyła coś mężczyźnie.
  • To dla pana – podał mu pakunek
  • Gentleman Jack. Mam pan dobry gust.
  • Nie, proszę nie mówić do mnie 'pan'. Jestem Sergio.
  • Masz dobry gust Sergio. - poprawił się
  • Sophie pomogła mi w wyborze. - wyjaśnił
  • Jak pomogła? - oburzyłam się – powiedziałam mu jaka ma kupić. A teraz chodźcie, bo już głodna jestem – wyjaśniłam – GŁODNA JESTEM! - powiedziałam dużo głośniej, zwróciłam tym uwagę gości weselnych, którzy wyszli na papierosa, Candice i Karim zaczęli się śmiać, Sergio z trudem hamował śmiech.
  • Córciu, jestem stary, ale nie głuchy. - zaśmiał się
  • NIESPODZIANKA!! - wyskoczyli goście, Rockersi wystrzelili taką jakby bombę z confetti i serpentyną.
  • Wszystkiego najlepszego! Zdrowia, szczęścia, miłości i wierności, w karpiu dużo ości
  • To na wigilię – usłyszeliśmy w tłumie
  • No to doskonałego torciku z kremem, życzeń miłych wiele – wyrecytowali Rockersi.
  • To twoja sprawka – zwrócił się do mnie
  • nie, ogólnie przyjęcie to moja i Sergio. A pokaz artystyczny to zasługa reszty.
  • Rockersów – podsumował. Po wyrapowaniu tekstu o tacie przyszedł czas na 'kameralną kolacje'. Impreza przebiegła pomyślnie, około godziny 22 wszyscy wracali do domu. Pomogliśmy tacie zapakować prezenty do samochodu. Whisky zajęła miejsce na przednim siedzeniu, po czym zapięto jej pasy. Wracałam do domu z Sergio. Zaproponował mi jeszcze spacer po uliczkach Madrytu. Zgodziłam się, nie ma nic lepszego niż romantyczny spacer w blasku księżyca z ukochanym, który nie wie że nim jest. Zazdroszczę Sarze, Candice, że mają przy boku mężczyznę, który kocha je na zabój A ja? Czy ja nie zasługuję na miłość?No taki Sergio. Co mu powiem? Chyba tęsknię za tobą jak szalona, gdy jedziesz na te zgrupowania, chyba wariuję na twój widok, chyba tracę oddech gdy się do mnie uśmiechasz, chyba mam miękkie nogi gdy mnie całujesz na przywitanie, chyba cię kocham, no chyba mnie kurwa pojebało. I co mi odpowie? „ Masz racje.” na co ja myśląc, że wyzna mi miłość, że klęknie i powie, że jestem kobietą jego życia, uśmiechną się do niego z nadzieją, a on dokończy „ masz rację, chyba cię kurwa pojebało, dziewczynko” a wtedy co? Rozpłaczę się? Dam mu w twarz? Zawsze mogę mu uciec i mieć nadzieję, że mnie nie dogoni. W końcu będzie ciężko mu będzie dogonić złotą medalistkę z Londynu, lecz z drugiej strony, ja tam nie biegłam w szpilkach. Czy ja zawsze muszę mieć pecha?
  • Sophie, wysiadasz? - wyrwał mnie z zamyśleń piłkarz
  • Co? A, no tak. Już wysiadam – posłałam uśmiech Hiszpanowi. Spacerowaliśmy po ciemnych ulicach oświetlonych lampami. Doczekałam się momentu, kiedy objął mnie ramieniem, może nie będę musiała uciekać w tych szpilkach? Złapałam za rękę, którą mnie obejmował, spojrzałam na niego, pocałował mnie w czoło, no niestety, tylko w czoło. Wracając do zachwycania się Sergio, muszę przyznać, że czuję się przy nim bezpieczna. Jest on taki cudowny, czasami wydaje mi się, że gdy na niego patrzę, zamiast oczu mam dwa pulsujące serduszka, jak w bajkach. Podeszła do nas starsza kobieta z kilkoma tuzinami róż.
  • Kupi młodzieniec panience kwiaty?
  • Oczywiście. - odparł – wszystkie.
  • Wszystkie? - zapytała
  • Tak. - zaśmiał się, podał kobiecie pieniądze.
  • Bardzo dziękuje, wydam...
  • nie musi pani.
  • To przyniosę jeszcze lilie – gdy usłyszałam 'lilie' zbladłam i przed oczami pojawił mi się obraz Rosjanina, tylko on kupował mi te kwiaty, dlatego tak bardzo ich nie lubię. Sergio dobrze o tym wiedział, objął mnie mocniej.
  • Naprawdę nie trzeba, róże nam wystarczą, proszę zatrzymać resztę.
  • Bardzo dziękuję – ukłoniła się i odeszła.
  • Proszę to dla ciebie – wręczył mi bukiet
  • Dziękuję. Są piękne – szepnęłam
  • Nie tak jak ty. - odparł. Spojrzałam w oczy Hiszpana, błyszczały blaskiem miliona gwiazd.
  • Kocham cię – pomyślałam, a nie powiedziałam głośno.
  •  
    Z perspektywy Sergio
  • Teraz już wiem, że cię kocham. - pomyślałem. Czemu nie mam odwagi jej tego powiedzieć? Bo co? Nie chcę jej skrzywdzić? Ale jak mam ją skrzywdzić? Słowem? No w prawdzie da się skrzywdzić, ale gdyby to ona mi wyznała miłość, a ja bym ją odrzucił, to mógłbym ją skrzywdzić. Jak bym to zaczął? Sophie, jesteś śliczna. A ona na to „nie jestem śliczna, śliczna to może być pogoda. Ja jestem piękna” chociaż, jak powiedziała, że kwiaty są piękne, a ja, że to ona jest piękna... Ramos ty idioto! Pomyślałem, że ją kocham, pomyślałem! Nie powiedziałem! Sophie czytać w myślach nie potrafi. Czasem mam ochotę podczas meczu gdy widzę stadion pełen ludzi, wyjść na środek i wykrzyczeć to całemu światu, wykrzyczeć, że kocham Sophie. Posłałem jej uśmiech. Odchyliła lekko głowę do tyłu, przymknęła oczy. Złożyłem delikatny pocałunek na jej nosie.
    Sophie
    Pocałował mnie w nos. Szkoda, że nie były to usta.
  • Chodź, wracamy. Nie chcę byś zmarzła.
  • Al mi nie jest zimno. - zaprotestowałam
  • Jeszcze nie. Chodź. - zgodziłam się. Objął mnie ramieniem i udaliśmy się w stronę samochodu. Otworzył mi drzwi, zaproponował bym kwiaty dała na tylne siedzenie lub do bagażnika. Ostatecznie kwiaty leżał z tyłu. Jechaliśmy w ciszy, słuchając głosu silnika. Jakież to fascynujące! Bez pytania włączyłam radio, chwilę później tego pożałowałam. Z głośników wydobyły się dźwięki piosenki „Love is all around” a dokładniej usłyszeliśmy:
  •  
    You know I love you, I always will
    My mind's made up by the way that I feel
    There's no beginning, there'll be no end
    Cause on my love you can depend

    Tak, tylko że w tym wypadku Sergio nie wie, że go kocham i nie może na mej miłości polegać, bo o niej nie wie. Dojechaliśmy na miejsce. Hiszpan zgasił silnik samochodu, wysiadł i szedł w moją stronę. Nie chciałam by otwierał mi drzwi, próbowałam odpiąć pas, ale się zaciął.
  • Pomogę ci. - usłyszałam przy uchu. Piłkarz przechylił się w moja stronę. Bez problemu odpiął pas. Nasze twarze były naprzeciw siebie.
  • Dziękuje – szepnęłam, posłał mi uśmiech. Wygramoliłam się z samochodu, w tym czasie Hiszpan wyciągnął kwiaty. Zbierałam się z tym przez cały wieczór. Cóż, do odważnych świat należy.
  • Wejdziesz? - zapytałam ledwo słyszalnie.
  • Słucham?
  • Zapraszam cię do środka – powiedziałam nieco głośniej – oczywiście jeśli chcesz – szybko dodałam.
  • No, może na chwilę. - odparł od niechcenia – zaszczycę cię moją obecnością
  • Jakiś ty skromny. - podsumowałam
  • i przystojny. - dodał
  • tak, tak. Dalej sobie wmawiaj.
  • Przystojny i utalentowany.
  • Dodawaj sobie więcej.
  • Uważasz, że nie jestem utalentowany.
  • Sergio. Uważam, że jesteś bardzo utalentowany – uśmiechnął się – ale, żeby przystojny?
  • Dziękuje Sophie, ty zawsze wiesz co powiedzieć.
  • Proszę cię bardzo. Cieszę się, że tak uważasz. - weszliśmy do domu, wstawiłam kwiaty do wazonu. Udałam się w stronę salonu, w którym znajdował się przystojny Hiszpan.
  • Świetnie się dziś bawiłem. - powiedział
  • To dobrze, też wyśmienicie spędziłam czas.
  • Tylko szkoda, że nie było....
  • Tych cipendejsów przebranych za strażaków. - dokończyłam
  • No, szkoda. - mruknął – CO?! Jakich cipendejsów? Jakich przebranych za strażaków?
  • Zamiast tancerek erotycznych. - wyjaśniłam
  • Chodziło mi o zwykłe tańce.
  • Rozumiem. Candice też spodobał się pomysł ze strażakami.
  • Karimowi raczej nie.
  • Proponując, że sam zatańczy, to wnioskuję że nie spodobał mu się. Z drugiej strony ciekawe jakby zatańczył.
  • Ja tu ciągle siedzę.
  • Ty byś tańczył z nim. - dodałam poważnie.
  • Stanikiem rzucałabyś w moją stronę. - uśmiechnął się cwaniacko.
  • Tak, z gaciami włącznie.
  • Nie rzucałabyś?
  • Z gaciami włącznie – powtórzyłam
  • czyli byś nie rzucała.
  • Chciałbyś, żeby mój tata zszedł na zawał na własnych urodzinach?
  • Nie, nie. To może teraz zatańczymy?
  • Czemu nie. Mam na X-boxie gre gdzie tańczysz.
  • To odpalaj.
  • Robi się. - graliśmy przeszło godzinę. Padnięci rzuciliśmy się na kanapę. Przyniosłam nam po puszce schłodzonego napoju bogów. Hiszpan przełączał kanały w telewizji, trafił na kanał muzyczny, gdzie leciał akurat Gangam Style, na szczęście jego końcówka, Heeeeeeeeeeeey sexy Lady, <BUM> i koniec. Cofam to co wcześniej powiedziałam, na nieszczęście skończył się Gangam. Ta piosenka mnie prześladuje. Wet Wet Wet i słynna piosenka z „czterech wesel i pogrzebu”. Hiszpan chwycił moją dłoń i pociągnął na środek salonu. Jak mi było cudownie, nieziemsko, wspaniale. Gdy tak tańczyliśmy, patrzyłam się w jego cudowne brązowe oczy. Oczy które patrzyły na mnie z troską i miłością. Zbliżyłam się do obrońcy. Ten delikatnie musnął moje usta. Oddałam się chwili, odwzajemniałam jego pocałunki z pasją. Delikatnie gładziłam jego szyję, a on uda, jego dotyk sprawiał, że odlatywałam do innego wymiaru. Nie mogłam się powstrzymać. Z każdą sekundą coraz bardziej pragnęłam jego ust, jego dotyku, jego ciała. Nie potrafiłam, a może tylko nie chciałam trzeźwo myśleć. Przylgnęłam do niego jeszcze mocniej, a on lekko uniósł mnie i podtrzymując za pośladki zaczął kierować się na górę w stronę sypialni. Sukienka podwinęła się tak, że bez problemu oplotłam go nogami w pasie i całowałam, coraz nachalniej i bardziej niecierpliwie. Wsunął się do ciemnoczekoladowego pokoju i położył mnie na miękkim łożu. Prześwitujące przez materiał zasłon promienie księżyca sprawiały, że otaczała nas intymna atmosfera. Każdy jego dotyk ociekał pożądaniem, gdy przygwoździł mnie do łóżka swoim ciałem, wiedziałam już czego chcę. Chcę Ramosa. Chcę spędzić z nim najwspanialszą noc, chcę by był pierwszym mężczyzną. Odpinałam guziki koszuli piłkarza, uderzył mnie zapach perfum, które uwielbiam, moim oczom ukazała się idealnie wyrzeźbiona klatka, przejechałam opuszkami drżących palców po linii mięśni. Jego ręka błądząca po moim udzie spowodowała wzrost temperatury, krew zaczęła szybciej płynąć, puls nabrał zwariowanego tępa. Dłońmi wędrowałam po plecach obrońcy, tak jakbym miała już nigdy ich nie dotknąć. Pocałunkami pieścił moją szyję, przymknęłam oczy oddając się przyjemnej chwili. Spojrzałam na zegarek 3.30 nad ranem. Właśnie tą godzinę zapamiętam doskonale. 6 październik 2012 godzina 3.30. Ja i Sergio staniemy się jednością. Jeszcze tylko sukienka. Zadzwonił telefon Hiszpana, nie odebrał, zadzwonił po raz drugi, ponownie zlekceważył, za trzecim razem nie wytrzymałam.
  • Odbierz, może to coś ważnego. - mruknęłam
  • Co może być ważniejszego od ciebie?
  • Nie wiem, dlatego odbierz.
  • Halo? Cześć siostrzyczko. Coś się stało? Miri. Spokojnie, nie płacz, powiedz co się stało....uspokój się.....nie rozumiem cię.....CO?!.....powiedz, że to żart....ale jak to się stało?.....przyjeżdżaj do Madrytu.....albo lepiej nie.....zostań na miejscu.....tak, jestem pewien....załatwię to... - gdy rozmawiał z siostrą, na jego twarzy malował się gniew, pociemniały mu oczy, oddech stał się szybszy i krótszy.
  • Co się stało? - zapytałam niepewnie
  • Porwali Danielle – zamarłam, wiedziałam czyja to sprawka.
  • Załatwię to – mruknęłam wstając z łóżka, wyciągnęłam z szafy jeansy, szybko zdjęłam sukienkę, ubrałam jeszcze top.
  • Gdzie idziesz?
  • Na dół, po telefon. - wybrałam numer Rosjanina
  • Wiedziałem, że wcześniej czy później do mnie zadzwonisz...Kicia.
  • To twoja sprawka – zaśmiał się
  • A nawet jeśli, to co?
  • Pożałujesz. - syknęłam
  • Nie wydaje mi się.
  • Czego chcesz??
  • Już ci mówiłem.
  • Zadałam ci pytanie!
  • Ciebie – odparł – spotkajmy się na stadionie, jutro o 23.
  • Co z małą?
  • Dobrze. Śpi jak aniołek. Może nasze dzieci będą tak grzecznie spać? Śpij dobrze Sop...
  • Spotkajmy się jeszcze dziś.
  • No dobrze skoro nalegasz.
  • Za niespełna godzinę na parkingu przed Ler...
  • Wiem gdzie. Do zobaczenia ....Kicia



sukienka Sophie (urodziny taty)
 
 
 
Zwycięski mecz świętujemy tak!
Marcelo w stylu "gwiazdy tańczą na lodnie"
Cristiano w stylu "ona tańczy dla mnie" no chyba -.-'
Lass włączył zaciesz
a mr Benz chyba trzyma wczorajszy %
(zdj. jest z zeszłego roku)

 

co do rozdziału.
skończyłam go pisać równo o północy :)
średnio jestem zadowolona, mimo tego, że prawie rozdziewiczyłam Sophie
wkradł się wątek kryminalny ( nie chodzi o Bezille)
może jeszcze bardziej namieszam?
nikt tego nie wie, nawet ja sama:)
dziękuje za wasze komentarze, jesteście wpadniałe, kochane.
aż chce się pisać.
aj, i przepraszam, że wcześniej nie skomentowałam waszych nowości.
Mój komputer czekał na baterię, którą dziś dostałam, a cudowne dziecko technologi, które nazywa się tablet, pękł na pół w bliższym spotkaniu "bramki" w samolocie.
 
tradycyjnie widzimy się za tydzień czyli 23.01:)
 
P.S. czy wy też macie preoblem z dodaniem zdjęć? chodzi dokładniej o zakładkę 'prześlij'